Spodziewałam się klasycznego amerykańskiego horroru, czyli paczka przyjaciół, dom na odludziu, może jacyś źli ludzie lub potwory, a może jedno i drugie..
co do emocji to oczywiście spodziewałam się atmosfery grozy, napięcia i strachu.
I w sumie, to większość z tych elementów rzeczywiście w tym filmie się znalazła..była standardowa paczka przyjaciół, dom w lesie, potwory w postaci Zombie... krew lała się strumieniami a trup ścielił się gęsto..
Zabrakło jednak najważniejszego elementu, który w filmie typu horror musi po prostu się znaleźć, czyli odpowiednio zbudowanej atmosfery..
jeżeli nie boimy się na horrorze, to, to po prostu nie jest horror.
Tutaj niestety atmosfera grozy była poszatkowana jak kapusta na bigos. Twórcy konsekwentnie nie pozwalali odbiorcy na odczuwanie jakiegokolwiek napięcia czy też strachu, wstawiane sceny równoległej rzeczywistości z podziemnego instytutu z dwoma podstarzałymi kolesiami w roli głównej, niestety skutecznie burzyły najmniejsze zalążki napięcia i wprowadzały tylko lekkie politowanie i irytację.
I w takiej atmosferze minęła pierwsza część filmu. Druga część.. czyli ta po czerwonym telefonie, lekko zaskakuje, i to jak dla mnie jedyny(po za samą osobą Hemsworth-a :) ) pozytywny aspekt tego filmu.
Muszę jednak przyznać, iż sam element zaskoczenia, trwający parę sekund, w tym gatunku, to zdecydowanie za mało na pozytywną ocenę.
Chcąc być jednocześnie do końca szczerą, i uparcie doszukując się dobrych rzeczy w tym obrazie, wspomnę także o dwóch ujęciach, które nawet mi się spodobały. Pierwsze to spokój na twarzy i spojrzenie Pana z tarczami piły w głowie, i drugie gdy pokazali wszystkie windy z potworami w środku, to nawet wyglądało fajnie.
Ogólnie jednak, niestety film nudzi zamiast straszyć.. irytuje zamiast ciekawić.
Nie wiem do jakiego gatunku można by go było zakwalifikować, ale na pewno nie jest to horror.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz