Zdjęcie zrobione w samolocie przed katastrofą. |
PRAWDZIWA HISTORIA
12 października 1972 roku z portu lotniczego w Montevideo-Carrasco wystartował samolot z
45 osobami na pokładzie. Znajdowali się na nim zawodnicy drużyny rugby - Old Christians Club
z uczelni Stella Maris College z Montevideo, lecących na mecz do Santiago, oraz ich rodziny.
Samolot był pilotowany przez doświadczonego pilota, który wcześniej odbył już 29 lotów przez Andy.
Niestety przez złe warunki atmosferyczne, w tym silny wiatr który spowolnił lot, piloci źle
obliczyli czas potrzebny na przebycie przełęczy i zaczęli obniżać lot w złym miejscu, pozostając
nadal nad Andami. Przez co samolot rozbił się na jednym z wzniesień w pobliżu granicy Chile
z Argentyną. Uderzenie spowodowało oderwanie prawego skrzydła, które zostało odrzucone do tyłu
z taką siłą, że urwało statecznik pionowy, zostawiając dziurę w tylnej części kadłuba. Następnie samolot
uderzył w kolejne wzniesienie, tracąc lewe skrzydło. W końcu pozbawiony już skrzydeł kadłub
opadł na ziemię, ześlizgując się po zboczu aż do zatrzymania się na terytorium Argentyny.
Katastrofy, nie przeżyło 12 osób, w tym 5 wypadło z samolotu. Kolejnych 5 zmarło pierwszej nocy
lub następnego dnia z powodu odniesionych obrażeń. Ósmego dnia zmarła jeszcze jedna osoba.
Z pozostałych 27 pasażerów część miała lżejsze rany, w tym złamania powstałe na skutek rozbicia
się samolotu.
Oczywiście zorganizowano akcję poszukiwawczą, jednakże po 10 dniach zaniechano poszukiwań,
o czym sami rozbitkowie dowiedzieli się z niewielkiego radia, znalezionego we wraku samolotu.
29 października 1972 roku w nocy zeszła lawina, pokrywając wrak samolotu tonami śniegu,
który z wielką siłą wdarł się także do środka zasypując rozbitków.
Roy Harley jako jedyny nie został przysypany całkowicie, rozpoczął kopanie w śniegu i
odkrywając jak najszybciej poszczególne osoby. Niestety nie wszyscy przeżyli.
Dokopali się do kadłubu samolotu i tutaj postanowili wykopać w śniegu dół, który pozwolił im
chociaż na chwilę zmienić pozycję siedzącą i po jednym na raz stanąć na środku dołu i skakać,
tak aby uniknąć odmrożenia stóp.
W pewnym momencie zauważyli, że zaczyna im brakować powietrza. Parrado wziął wtedy rurę
i uderzał nią tak długo w dach samolotu aż uzyskał dziurę dzięki której mieli dostęp tlenu.
Dzięki niej odkryli także, że na zewnątrz jest wielka burza śnieżna, postanowili więc pozostać
w zasypanym wraku do czasu poprawy pogody.
Po dwóch dniach w zamknięciu, 1 listopada udało się im wyjść na zewnątrz.
Wyjście trwało prawie osiem dni, tyle czasu zajęło im oczyszczenie wraku i usunięcie martwych
towarzyszy.
8 osób które zginęły w lawinie 29 października |
Niewielkie zapasy żywności, jakie posiadali to między innymi kilka tabliczek czekolady i kilka butelek
wina, i wystarczyły one na krótko. W miejscu katastrofy nie było żadnych roślin ani zwierząt,
wokół był tylko lód i śnieg. Kilkakrotnie przeszukiwano kadłub samolotu w poszukiwaniu okruchów jedzenia.
Starli się jeść skórzane paski z walizek, rozerwali siedziska chcąc znaleźć słomę, jednakże znaleźli
tylko niejadalną pianką tapicerską.
W tej sytuacji grupa pasażerów podjęła bardzo trudną decyzję, iż w obliczu śmierci dopuszczą się
kanibalizmu i będą jeść ciała swoich zmarłych towarzyszy.
Kadr z filmu "Alive- dramat w Andach" |
Ciało leżące na zewnątrz wraku samolotu - zdjęcie zrobiono 72 dni po katastrofie |
"Życie było silniejsze od śmierci, a ja bardzo chciałem żyć" - 40 lat po tamtej tragedii, mówi
Roberto Canessa"
Miałem wrażenie, że wykorzystywałem zmarłych. Po chwili pomyślałem jednak, że sam,
w razie mojej śmierci, też poświęciłbym swoje ciało, jeśli od tego zależałoby życie innej osoby"
- podkreślił.
Obecnie pracujący jako lekarz Canessa stwierdza, że w oczach cywilizowanego człowieka to,
co zrobił on i inni, było obrzydliwe i przerażające. Przypomina jednak, że te ciała były dla niego
i Nando Parrado jedynymi dostępnymi źródłami białka. Ocalały z katastrofy lotniczej mężczyzna
dodaje, że było to dla niego traumatyczne przeżycie. Wyznaje dziś, że zwłaszcza za pierwszym
razem czuł się upokorzony, kiedy brał do ręki fragment ludzkiego ciała. - "Przyszło mi wtedy do głowy,
że może lepiej umrzeć. Ale w tym momencie pomyślałem sobie o swojej matce. Chciałem uczynić
wszystko, aby znów ją zobaczyć. Przełknąłem kawałek."
Sam potem zachęcał pozostałych członków grupy zaginionych w andyjskich górach do zjedzenia
ludzkiego mięsa. Nie mieli innego wyjścia. Od tej decyzji zależało wszystko, ich życie. Bez tego
kroku nie mieliby szans przeżyć.
Roberto Canessa |
Nando Parrado |
Tak pożywieni, Parrado i Canessa po ponad 60 dniach oczekiwania na ratunek zdecydowali się
na dramatyczny krok. Wiedzieli, że jeśli nie ruszą z tego miejsca, mogą umrzeć w przeciągu
kilkudziesięciu, a być może nawet kilkunastu dni. Nie mając mapy i większego pojęcia gdzie iść,
ostatecznie postanowili maszerować po prostu przed siebie.
W przypadku sukcesu, gdyby na kogoś się natknęli, mieli powiadomić służby ratunkowe,
gdzie znajdują się pozostałe osoby, które ocalały z katastrofy lotniczej.
Była to mordercza walka z trudnymi warunkami atmosferycznymi, terenowymi i własnymi słabościami.
Wycieńczone, niedożywione organizmy dwóch młodych mężczyzn zaczynały odmawiać posłuszeństwa.
Ich marsz trwał 10 dni, w końcu dotarli do szeroka i rwącejrzeki. Pokonanie jej wpław
nie wchodziło w grę. Po pewnym czasie na drugim brzegu zobaczyli jednak człowieka na koniu.
Próbowali krzyczeć i się porozumieć, ale głośny szum rzeki skutecznie zagłuszał ich głosy -
usłyszeli tylko jedno słowo "jutro", więc czekali. Chłop wrócił następnego dnia z kartką papieru, ołówkiem i sznurkiem.
Związał całość w zgrabny pakunek i przerzucił na drugą stronę rzeki.
Nando napisał kilka zdań. Wyjaśnił kim są i co się stało w Andach. Poprosił o pomoc.
Chłop odczytał wiadomość i ruszył po wsparcie, wcześniej rzucając im zawiniątko z kawałkiem sera i chleba.
kartka napisana przez Nando |
Chłopem, który odnalazł Parrado i Canessę przy rzece był Sergio Catalan. Przysłał po nich kilku żołnierzy,
którzy przewieźli rozbitków konno do pobliskiej wioski - Los Maitenes, a sam powiadomił władze.
Akcja ratunkowa została przeprowadzona w dwóch etapach, ponieważ z powodu złych warunków
pogodowych oraz zagrożeń dowódca akcji ratunkowej zdecydował, iż kilkoro z rozbitków tj. Delgado,
Francois, Methol, Harley, Zerbino, Vizintín i Adolfo Strauch pozostanie w górach z trzema specjalistami
wspinaczki oraz pracownikami opieki zdrowotnej, do następnego dnia.
odnalezieni rozbitkowie |
Docelowo zostało uratowanych 16 osób. Wszystkich ocalałych zabrano do szpitali w Santiago i leczonych
na chorobę wysokościową, odwodnienie, odmrożenia, złamania, szkorbut i niedożywienie.
Inciarte stracił 36 kg, Eduardo Strauch, ważył tylko 50 kg.
Parrado: - "Ludzie mówili jacy to byliśmy odważni, jakimi byliśmy bohaterami. To nie jest prawdą, byliśmy przerażeni. Wszystko robiliśmy tylko z jedną myślą, żeby przeżyć. A strach nas napędzał."
Mogiła na szczycie w Andach |
Chilijczyk Sergio Catalan |
Ośmiu ocalałych z tragedii Andach, spotkanie w Buenos Aires: Roy Harley, José Luis Inciarte, Antonio Vizintín, Álvaro Mangino, Daniel Fernández, Pedro Algorta, Eduardo Strauch y Javier Methol |
16-stka ocalałych z katastrofy |
www.wikipedia.pl
www.sport.interia.pl
www.polskatimes.pl
www.eduardostrauch.com
www.bpalive.weebly.com
www.taringa.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz