A więc nadszedł wreszcie ten dzień.. :)
Mamy piątą część sagi "Zmierzch" i powrót na ekrany pięknych wampirów i przystojnych wilkołaków.
Kontynuując swoją przygodę z światem fantasy, udałam się do kina, chcąc jak najszybciej
zobaczyć ten ostatni odcinek wielkiego romansu.
obejrzałam ... i...
pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, po zakończeniu filmu, w momencie gdy siedziałam jeszcze
na sali kinowej... i przyznaję, iż podesłana w całości przez moje emocje, brzmiała:
"bardziej tego spieprzyć nie mogli"... chyba nawet powiedziałam to na głos.. ;)
no cóż, czułam się rozczarowana i zawiedziona.
To rozczarowanie, zabarwione nawet lekką nutą irytacji, nie tyle dotyczyło samego filmu jako obrazu,
co sposobu przekazania historii i emocji.
W tym przypadku, miałam to nieszczęście, iż przeczytałam książki... historia tam przedstawiona
naszpikowana jest całą paletą, maksymalnie intensywnych uczuć, które w filmie zostały poszatkowane
jak kapusta na bigos, przez co momentami zamiast wzruszenia była odczuwana irytacja, a zamiast wzniosłości
była śmieszność.. i wielka szkoda..
Oczywiście porównywanie książek z filmem, jeszcze nigdy nie wyszło na plus dla filmu, i ma na to
wpływ wiele czynników, a najważniejszym z nich jest chyba ograniczony czas opowiadania historii
( w tym przypadku 117 min).
Jednakże krócej nie musi oznaczać gorzej. Przecież to od twórców zależy, na które emocje i sceny z książki postawią,
które wyróżnią a które pominą całkowicie..
Dobre wybory sprawiają, iż pomimo skróconej historii, film zachowuje klimat, złe wybory sprawiają,
iż film rozczarowuje, tak jak to ma miejsce w tym przypadku.
Sam obraz, oglądało się jednak całkiem nieźle. Bardzo fajna była czołówka filmu oraz końcówka z napisami.
Te elementy akurat były na prawdę dopracowane, i w pełni zsynchronizowane z samą historią.
Po za tym mnóstwo pięknych widoków oraz efektów specjalnych, które były tutaj mocnym akcentem.
Niektóre z nich były oczywiście mniej udane, i tutaj przykładem może być niemowlę a niektóre były całkiem niezłe..
chociażby wilki. Przyznaję jednak, iż porównując je z poprzednią częścią filmu, to efekty w pierwszej części były jak dla mnie
o wiele bardziej spektakularne i efektowne.
Część 2 w dużej mierze składała się z motylków, kwiatków, drobinek kurzu w cudowny sposób wirujących
w powietrzu, oraz Belli z Edziem biegających beztrosko po baśniowym lesie... i to wszystko
zapewne było skierowane do tej żeńskiej części publiczności... słodko... do zwymiotowania :)
Wzięto jednak także pod uwagę wszystkich tych biednych mężczyzn, zmuszonych zapewne przez swoje
partnerki do pójścia na ten film.. i to pewnie do nich skierowane były wszystkie sceny walki, odrywane głowy,
Edzio, któremu brakowało tylko leginsów i peleryny super bohatera, wyskakujący z przepaści, czy też palone ciała.
Ogólnie brakowało mi tutaj spójności..
tego aby mnie ta historia wciągnęła i zostawiła po sobie niedosyt.. tak jak to miało miejsce po przeczytaniu książki.
Zamiast wybrać kilka elementów, na których by się skupiono i zbudowano cały klimat,
"przeleciano" tutaj po łebkach po większości scen, tnąc, zmieniając chronologie, lub też
całe zdarzenia, niestety z niekorzyścią dla filmu.
Scena z walką, która okazała się wizją.. wywołała tylko gromki śmiech na sali..
a domyślam się, iż nie takiej reakcji oczekiwali twórcy filmu :)
Szkoda także, że tak po macoszemu potraktowano wątek mojego ulubionego bohatera, Charliego,
chociaż przyznaję, iż przy scenie uświadamiania go przez Jackoba, uśmiałam się szczerze :)
Oczywiście wilkołak nie marnował czasu, i siłownia zapewne przez dłuższy czas pozostawała jego drugim domem,
czego efekty mogliśmy podziwiać, podczas sceny ze ściąganiem koszulki ;)
Żałuję także, iż w tej części oprócz Taylora Lautnera, nie było pozostałych aktorów grających
wachtę wilków... wogle jakoś wątek wilków potraktowano pobieżnie, czego zupełnie nie rozumiem,
ponieważ w samej historii to dość mocny element.
Z innych plusów... bardzo fajnie według mnie dobrano większość aktorów dla nowych postaci, i stworzono
ich kreacje. Z łatwością można było się domyślić, która postać jest kim.
Podsumowując.. pomimo tego iż jestem fanką samej historii..
to "Przed świtem cz. 2".. to jak dla mnie wielkie oczekiwania i jeszcze większe rozczarowanie..
Masówka, wyprodukowana już tylko po to aby zgarnąć kasę, miałam wrażenie,
jakby sami autorzy filmu, mieli już dość tej historii, dlatego też zrobili to szybko, na kolanie,
aby jak najszybciej mieć to z głowy.
Wiedzieli, że nawet gdyby to był największy gniot to i tak na siebie zarobi...
Podobno na tą część sagi był przeznaczony najwyższy budżet... szczerze..?
to nie wiem na co go przeznaczono.. może po prostu na gażę dla aktorów ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz