Translate

wtorek, 27 listopada 2012

Sinister

Przyznaję, iż dawno nie oglądałam dobrego horroru.. horroru nie thriller-a..
dobrego, czyli w mojej definicji takiego co straszy a nie śmieszy.
Dlatego też z lekkim dystansem podeszłam do kolejnej propozycji z tego gatunku, jaką nam zaproponowały kina pod postacią filmu "Sanister".

Film oglądałam wieczorem... sama..
więc wszelkie zewnętrzne czynniki, które mogły by pomóc w odpowiednim odbiorze filmu, zostały zapewnione. :)

Historia..
amerykańska rodzina, dom na przedmieściach.. teoretycznie standardowo, a jednak...
wątek kilku paskudnych morderstw, okultyzm i legendy.. i chyba najważniejszy element.. tajemnicze taśmy,
nadające troszkę klimat jak w filmie "4 stopień" i wprowadzające poczucie realizmu do opowiadanej historii,
sprawiły, iż film zaciekawia odbiorcę a opowieść ta nie jest banalna.
W sumie na prawdę dobry pomysł na film.. niestety nie do końca wykorzystany,
pewne elementy bowiem zostały w mojej opinii zbyt lekko potraktowane i zbagatelizowane,
chociażby praca research-owa naszego bohatera, czy sam wątek dzieci...
Uważam, iż gdyby bardziej rozbudowano te wątki a odrobinę skrócono na przykład chodzenie bohatera
po ciemnym domu, historia na pewno by zyskała i byłaby jeszcze ciekawsza.

Sam film, jest typowym horrorem, i tutaj niestety niczym nie zaskakuje.
Pojawiają się w nim wszystkie klasyczne elementy, takie jak: skrzypiąca podłoga, przemykające cienie,
główny bohater spacerujący samotnie po ciemnym domu (bo oczywiście nikt nie wpadnie na pomysł,
aby zapalić światło), otwierające się drzwi i samoczynnie uruchamiające się sprzęty.
Trochę to było wszystko za oczywiste i trochę tych spacerów głównego bohatera po domu było za dużo,
na tyle iż w pewnym momencie zaczęło nudzić..
No i oczywiście było kilka scen w stylu: a kuku.... :)

Cały nastrój tak na prawdę, w większości budowała tutaj ścieżka dźwiękowa..
Film ma na prawdę dobrą muzykę, to ona w odpowiedni sposób akcentuje poszczególne
sceny i buduje napięcie.

Ogólnie jednak oceniam film, jako niezły straszak :)
Na tle innych dzieł z tego gatunku wyprodukowanych w ostatnim czasie, na prawdę wyróżnia się
w sposób pozytywny.
Może to nie jest kaliber "zawału serca", ale jeżeli masz ochotę na mały dreszczyk przechodzący po plecach...
zapraszam do oglądania :)

sobota, 17 listopada 2012

Przed świtem cz. 2 / Breaking dawn part 2

A więc nadszedł wreszcie ten dzień.. :)
Mamy piątą część sagi "Zmierzch" i powrót na ekrany pięknych wampirów i przystojnych wilkołaków.

Kontynuując swoją przygodę z światem fantasy, udałam się do kina, chcąc jak najszybciej
zobaczyć ten ostatni odcinek wielkiego romansu.
obejrzałam ... i...
pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, po zakończeniu filmu, w momencie gdy siedziałam jeszcze
na sali kinowej... i przyznaję, iż podesłana w całości przez moje emocje, brzmiała:
"bardziej tego spieprzyć nie mogli"... chyba nawet powiedziałam to na głos.. ;)
no cóż, czułam się rozczarowana i zawiedziona.

To rozczarowanie, zabarwione nawet lekką nutą irytacji, nie tyle dotyczyło samego filmu jako obrazu,
co sposobu przekazania historii i emocji.
W tym przypadku, miałam to nieszczęście, iż przeczytałam książki... historia tam przedstawiona
naszpikowana jest całą paletą, maksymalnie intensywnych uczuć, które w filmie zostały poszatkowane
jak kapusta na bigos, przez co momentami zamiast wzruszenia była odczuwana irytacja, a zamiast wzniosłości
była śmieszność.. i wielka szkoda..
Oczywiście porównywanie książek z filmem, jeszcze nigdy nie wyszło na plus dla filmu, i ma na to
wpływ wiele czynników, a najważniejszym z nich jest chyba ograniczony czas opowiadania historii
( w tym przypadku 117 min).
Jednakże krócej nie musi oznaczać gorzej. Przecież to od twórców zależy, na które emocje i sceny z książki postawią,
które wyróżnią a które pominą całkowicie..
Dobre wybory sprawiają, iż pomimo skróconej historii, film zachowuje klimat, złe wybory sprawiają,
iż film rozczarowuje, tak jak to ma miejsce w tym przypadku.

Sam obraz, oglądało się jednak całkiem nieźle. Bardzo fajna była czołówka filmu oraz końcówka z napisami.
Te elementy akurat były na prawdę dopracowane, i w pełni zsynchronizowane z samą historią.
Po za tym mnóstwo pięknych widoków oraz efektów specjalnych, które były tutaj mocnym akcentem.
Niektóre z nich były oczywiście mniej udane, i tutaj przykładem może być niemowlę a niektóre były całkiem niezłe..
chociażby wilki. Przyznaję jednak, iż porównując je z poprzednią częścią filmu, to efekty w pierwszej części były jak dla mnie
o wiele bardziej spektakularne i efektowne.
Część 2 w dużej mierze składała się z motylków, kwiatków, drobinek kurzu w cudowny sposób wirujących
w powietrzu, oraz Belli z Edziem biegających beztrosko po baśniowym lesie... i to wszystko
zapewne było skierowane do tej żeńskiej części publiczności... słodko... do zwymiotowania :)
Wzięto jednak także pod uwagę wszystkich tych biednych mężczyzn, zmuszonych zapewne przez swoje
partnerki do pójścia na ten film.. i to pewnie do nich skierowane były wszystkie sceny walki, odrywane głowy,
Edzio, któremu brakowało tylko leginsów i peleryny super bohatera, wyskakujący z przepaści, czy też palone ciała.

Ogólnie brakowało mi tutaj spójności..
tego aby mnie ta historia wciągnęła i zostawiła po sobie niedosyt.. tak jak to miało miejsce po przeczytaniu książki.
Zamiast wybrać kilka elementów, na których by się skupiono i zbudowano cały klimat,
"przeleciano" tutaj po łebkach po większości scen, tnąc, zmieniając chronologie, lub też
całe zdarzenia, niestety z niekorzyścią dla filmu.
Scena z walką, która okazała się wizją.. wywołała tylko gromki śmiech na sali..
a domyślam się, iż nie takiej reakcji oczekiwali twórcy filmu :)
Szkoda także, że tak po macoszemu potraktowano wątek mojego ulubionego bohatera, Charliego,
chociaż przyznaję, iż przy scenie uświadamiania go przez Jackoba, uśmiałam się szczerze :)
Oczywiście wilkołak nie marnował czasu, i siłownia zapewne przez dłuższy czas pozostawała jego drugim domem,
czego efekty mogliśmy podziwiać, podczas sceny ze ściąganiem koszulki ;)
Żałuję także, iż w tej części oprócz Taylora Lautnera, nie było pozostałych aktorów grających
wachtę wilków... wogle jakoś wątek wilków potraktowano pobieżnie, czego zupełnie nie rozumiem,
ponieważ w samej historii to dość mocny element.

Z innych plusów... bardzo fajnie według mnie dobrano większość aktorów dla nowych postaci, i stworzono
ich kreacje. Z łatwością można było się domyślić, która postać jest kim.


Podsumowując.. pomimo tego iż jestem fanką samej historii..
to "Przed świtem cz. 2".. to jak dla mnie wielkie oczekiwania i jeszcze większe rozczarowanie..
Masówka, wyprodukowana już tylko po to aby zgarnąć kasę, miałam wrażenie,
jakby sami autorzy filmu, mieli już dość tej historii, dlatego też zrobili to szybko, na kolanie,
aby jak najszybciej mieć to z głowy.
Wiedzieli, że nawet gdyby to był największy gniot to i tak na siebie zarobi...
Podobno na tą część sagi był przeznaczony najwyższy budżet... szczerze..?
to nie wiem na co go przeznaczono.. może po prostu na gażę dla aktorów ;)

sobota, 3 listopada 2012

The Tall Man / Sekret

W związku z minionym dniem Hallowen, postanowiłam obejrzeć jakiś film grozy.
Zniechęcona jednak ostatnio oglądanym horrorem "Dom w głębi lasu", tym razem
postawiłam na tegoroczny thriller z Jessicą Biel a właściwie już Timberlake ;), "The Tall Man".

Pomimo bardzo drastycznego i poważnego tematu jakim są porwania dzieci, początek filmu
był bardzo standardowy... typowa historia o podupadłym amerykańskim miasteczku, w którym
dzieją się złe rzeczy.. wiało nudą tak mocno, że od tego przeciągu można się było nabawić kataru ;)

Przyznaję, iż po pierwszych 30-stu minutach zaczęłam się na prawdę poważnie zastanawiać czy tego filmu
po prostu nie wyłączyć..ale..
no właśnie bardzo się cieszę, iż moja wola walki mnie powstrzymała i oglądałam dalej,
ponieważ około 50-tej minuty, nastąpił totalny zwrot akcji, a ja poczułam kompletną dezorientacje.
Zaczęłam zastanawiać się, kto tu jest właściwie tym dobrym a kto tym złym, i o co chodzi..
Cały mój wcześniej ułożony w głowie scenariusz filmu, runął w gruzach.

Film ten bowiem po bardzo przewidywalnym początku (który może po prostu miał uśpić naszą czujność),
w późniejszych minutach funduje nam kompletnego rollercoastera emocjonalnego,
w którym, następujące po sobie zwroty akcji całkowicie mieszają widzowi w głowie.

Po zakończeniu filmu.. nasunęło mi się jedno powiedzenie.. "uważaj o czym marzysz, bo może się spełnić"
Sam film na prawdę pomimo nie udanego początku, wart jest obejrzenia. Daje do myślenia i zaskakuje.
Na pewno nie jest to głupiutki amerykański horrorek, jest to film, który może zmusić do refleksji i myślenia,
i który jednocześnie funduje nam dreszczyk emocji i zaskakujące zwroty akcji.
Nie wiem też, czy biorąc pod uwagę klasyfikację filmu, to nie powinno się do thriller-a dodać dramatu psychologicznego,
ponieważ typowym thrillerem na pewno nie można go nazwać.