Translate

niedziela, 30 grudnia 2012

Kronika opętania / The Possession

"Kronika opętania" horror oparty na prawdziwej historii...
drewniana skrzynka pochodząca z wioski żydowskiej w Polsce, na niej inskrypcja hebrajska,
typowa amerykańska rodzina, która przechodzi ciężkie chwile przez demona
uwięzionego w skrzynce... to tak pokrótce o filmie..

więc.. oczywiście poczytałam.. :) i oprócz samej skrzynki i głosów..
to chyba nie wiele z tej true story w samym filmie pozostało..
ale i tak sama historia jest niezła ;)

Film jak dla mnie bardzo fajnie zrealizowany. W większości trzyma widza w napięciu,
historia jest spójna, gra aktorska jest przekonywująca.
Opowieść podawana jest w sekwencjach, które tworzą całość..
i dzięki czemu została zbudowana ciekawa atmosfera filmu.
Efekty specjalne jak dla mnie na dobrym poziomie, nie przesadzone, co niestety często się zdarza
w tego typu produkcjach, odniosłam wrażenie, iż tutaj skupiono się na samej historii.

Chociaż...

ok, przyznaję, iż nie wiele czytałam o filmie przed jego obejrzeniem..
dlatego też jakież było moje zaskoczenie, gdy w pierwszej scenie filmu usłyszałam
śpiewającego, ochrypłym głosem demona... PO POLSKU !!!! :)

"... były sobie grzybki w trawie
i patrzą sobie na świat ciekawie
co to będzie.. co to będzie...
tyle grzybków w trawie siędzie..
.....
zjem Twoje serce... zjem Twoje serce.."

Szok... :)

To jest pierwszy horror, który oglądałam , i w którym tak mocno został osadzony akcent polski.
No cóż.. nasz kraj, jest teraz pewnie przez dużą część amerykanów,
postrzegany jako ojczyzna demonów, a dokładniej dybuk-ów..
no ale... skoro amerykanie są za pan brat z wampirami, no to my mamy Dybuka ;)
niestety nie tak przystojnego jak większość wampirów ;)

Ale wracając do polskiego języka...
nie wiem kto dla nich wybierał teksty polskie... bo tego wierszyka o grzybkach
to totalnie nie rozumiem... (chyba że wybierający sam konsumował jakieś grzybki ;) )
w każdym razie jedno zdanie mnie na prawdę rozbawiło..
a nie powinno, bo scena była w zasadzie pełna grozy..
ale jak tu nie roześmiać się, gdy demon podczas opętania biednej dziewczynki pyta złowieszczym
głosem:
"czy mogę mieszkać w Ciebie ?" -
kto im to tłumaczył? wujek google ? ;))

ale ok.. nie ma co się czepiać... ogólnie demon mówił właściwie bez akcentu, i całkiem nieźle
jak na polaka na wygnaniu w Ameryce :)

Sam film, jest na prawdę całkiem niezły.
Można oczywiście się czepiać, kilku oczywistych scen, w stylu milcząca dziewczynka z tępym wzrokiem
i w kaloszach, czy też gasnące światła.. lub też samej historii o opętaniu..
jednak uważam, że jak na klasyczny horror ogląda się go na prawdę ciekawie, i może wywołać kilka dreszczyków przechodzących po plecach ;)


HISTORIA PRAWDZIWA:

Dybuk (hebr. דיבוק, dibuk – "przylgnięcie") – w mistycyzmie i folklorze żydowskim zjawisko zawładnięcia
ciałem żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby. Dybukiem nazywa się też samego ducha, duszę zmarłego,
która nie może zaznać spoczynku (czy też, wśród zwolenników kabały, reinkarnacji) z powodu popełnionych grzechów,
i szuka osoby żyjącej, aby wtargnąć w jej ciało.


Prawdziwa historia została opisana w "Los Angeles Times" i opowiadała o wystawionej na aukcję w internecie
"skrzynce dybuka". Sprzedający i kolejni właściciele owej skrzynki twierdzili, że zostali zaatakowani przez
nadnaturalne moce. Wypadały im włosy, nawiedzały nocne koszmary, prześladowały ciężkie choroby, słyszeli głosy
nieznanego pochodzenia.
Pierwszym właścicielem skrzynki był Kevin Mannis, który kupił skrzynkę z napisami w języku hebrajskim
od ludzi, których krewni przeżyli Holocaust, na wyprzedaży mebli po zmarłym przodku.
Wnuczka zmarłej kobiety powiedziała, że jej babcia (właścicielka skrzynki) urodziła się w Polsce, gdzie dorastała,
wyszła tam za mąż, założyła rodzinę i mieszkała do momentu gdy została wysłana do obozu koncentracyjnego
w czasie II wojny światowej . Była jedynym członkiem rodziny , który przeżył obóz .
Jej rodzice, bracia, siostra , mąż , dwóch synów i córka zginęli . Przeżyła obóz uciekając z innymi więźniami
i jakoś jej droga przywiodła ją do Hiszpanii , gdzie mieszkała aż do końca wojny .
Skrzynkę nabyła w Hiszpanii i był to jeden z trzech elementów, które przywiozła ze sobą , kiedy wyemigrowała
do Stanów Zjednoczonych.
Wolą nieżyjącej kobiety było, aby skrzynka ta została pochowana razem z nią.
Jednakże takie żądanie jest sprzeczne z zasadami ortodoksyjnej pochówku żydowskiego , dlatego też
prośba ta została odrzucona.
Kevin Mannis przyniósł skrzynkę do swojego warsztatu i po około pół godziny, otrzymał telefon od swojej sprzedawczyni.
Kobieta była w absolutnej histerii i krzyczała, że ktoś jest w warsztacie - tłucze szkło i przeklina.
Ponadto intruz zamknął żelazne bramy bezpieczeństwa i wyjście awaryjne, przez co nie mogła się wydostać z warsztatu.
Kiedy Kevin przyjechał do firmy, znalazł bramy zamknięte, natomiast pracownica siedziała na podłodze w kącie
gabinetu szlochając histerycznie . W piwnicy czuć było zapach moczu kota, pomimo iż nigdy nie było
żadnych zwierząt trzymanych w firmie. Światła nie działały ponieważ okazało się iż wszystkie żarówki w piwnicy
zostały stłuczone. Nie było jednak w środku żadnego intruza.
Chcąc odnowić skrzynkę Kevin otworzył i ją i w środku znalazł: jeden mały kosmyk blond włosy ( związany sznurkiem ),
jeden mały kosmyk czarnych włosów,( związany sznurkiem ), jeden mały granitowy pomnik z grawerowanymi i złoconymi
hebrajskimi literami , jeden suszony pąk róży , jeden złoty kielich wina i jeden bardzo dziwny czarny
żeliwny świecznik.
Pomimo wcześniejszego epizodu, skrzynkę podarował swojej matce na urodziny, która pięć minut później doznała udaru.
Do dzisiaj pozostała częściowo niewidoma , nie może mówić i jest sparaliżowana, na skrzynkę reaguje jednak ze strachem.
Kevin po tym wydarzeniu próbował się pozbyć skrzynki, jednakże wszyscy mu ją zwracali, skarżąc się
na niewyjaśnione zdarzenia.
Każdy, kto spał obok niej miał koszmary o wiedźmach , czuł dziwne zapachy , i widział ciemne mgliste postacie.
Obawiając się o swoje zdrowie psychiczne i strachu przed duchami w jego domu , Kevin sprzedał skrzynkę
studentowi w aukcji internetowej.

Student stał się również świadkiem niewytłumaczalnych zdarzeń. Rozpoczęły się niewyjaśnione problemy zdrowotne,
miał wrażenie iż jest duszony, widział dziwne światła i cienie. Jednak gdy jego włosy zaczęły wypadać garściami,
postanowił pozbyć się skrzynkami.
W 2004 skrzynkę zakupił Jason Haxton, który był dyrektorem muzeum.
Pomimo odczuwalnych negatywnych skutków zakupu skrzynki, postanowił zamiast się jej pozbywać nawiązać współpracę
z naukowcami, kabalistami i specjalistami od zjawisk paranormalne , aby rozproszyć energię i umieścić
artefakt w stanie spoczynku . Teraz wnętrze zamkniętej skrzynki jest pokryte 24 karatowym złotem.
To rzeczywiście uspokoiło sytuacje. Pomimo tego Jason i tak robił co w jego mocy , aby utrzymać Dybuk Box
z dala od swojej rodziny.
W tej chwili jednak skrzynkę trzyma w swoim gabinecie.

www.dibbukbox.com
http://web.archive.org/web/20051105000557/www.andrew.cmu.edu/user/rubyc/eBay_dibbuk.htm
http://paranormal.lovetoknow.com/paranormal-interviews/haunted-dibbuk-box-interview


Dybuk Box

Dybuk Box

tył skrzynki

Dopóki piłka w grze / Trouble with the Curve

Nigdy nie byłam fanką Clinta Eastwooda, mogę nawet z pełną odpowiedzialnością stwierdzić,
iż go nie znosiłam, a wszelkie filmy z gatunku: western, z jego udziałem mocno mnie drażniły.

No właśnie, chyba nadal nie do końca go lubię jako aktora, ale jak na ironię to właśnie ze względu na niego
sięgnęłam po film "Dopóki piłka w grze".
Jestem wielką fanką produkcji, w których był reżyserem, takich jak "Za wszelką ceną", "Gran Torino"
czy też "Invictus", uważam, iż genialnie sprawdził się w tej roli, i byłam mocno ciekawa czy jego powrót
jako tylko aktora, teraz także mnie przekona..

I sama jeszcze nie wiem.. na pewno jednak nabrałam w stosunku do niego wielkiego szacunku,
za to jak pracuje i jak odnajduje się jako aktor w zmieniającym się otoczeniu.

Sam film natomiast, pomimo tego, iż niestety schematyczny i mało zaskakujący, oglądało się
na prawdę dobrze, wbrew pozorom nie nudził i nie przeciągał się.
Nastawiono się w nim na ukazanie uczuć i relacji międzyludzkich oraz problemów,
z którymi większość z nas się pewnie zmierzy mając lat 80 ;)
Pokazano to wszystko bez nadmiaru powszechnie stosowanej w Hollywood cukierkowej scenerii,
dzięki czemu film zyskał na realności i prawdziwości przekazu.

Miło jest też obejrzeć film o czymś, w którym co 5 min coś nie wybucha i w którym nie biega, żaden
przystojniaczek z śnieżnobiałymi zębami i nienaganną fryzurą, ratujący świat w pojedynkę ;)
Chociaż tutaj, za przystojniaczka miał chyba robić Justin Timberlake ;)
Niestety zderzenie jego i Clinta Eastwooda, nie wypadło na korzyść Justina.. przegrał, ponieważ
pod wpływem siły starszego kolegi, po prostu zniknął z ekranu.. postać przez niego grana, 
wydaje się być szara, nijaka i jest kompletnie nie zapamiętywalna..

Zapamiętywalny jak dla mnie był natomiast drugi plan.. klub "starszych panów" pełen
zgryźliwości i sarkastycznego humoru... super :)
Matthew Lillard jako Phillip.. no cóż nie dało się go polubić.. i o to chodziło ;)
Dobry choć nie powalający film... który, mimo wszystko warto obejrzeć w jakiś leniwy wieczór :)

sobota, 15 grudnia 2012

Prawo zemsty

Jest to film z 2009 roku, czyli staroć... ale jakoś mi wcześniej umknął  :)
teraz polecony przez znajomych, i zareklamowany jako bardzo fajna sensacja,
został umieszczony jako jedno z moich zadań na ten weekend :)
nie będę również ukrywała, iż wielkim argumentem za... był tutaj Gerard Butler :)

Nie przepadam ze filmami, z cyklu "zabili go i uciekł" a na taki mi właśnie wyglądał.
Bo teoretycznie, gdyby streścić ten film to czegóż się tu spodziewać..
Dom na przedmieściach, szczęśliwa rodzinka, nudny inżynier, i źli ludzie psujący ten obrazek
zabijając na oczach głównego bohatera żonę i córkę... no i zemsta.. zaplanowana i dokonana
przez głównego bohatera.  Standardzik i do tego nudny...

A jednak pierwsze moje wrażanie, na całe szczęście okazało się błędne.
Film jest thrillerem.. chociaż może bardziej mocną sensacją.
Jednak, co najważniejsze... jest ciekawy, inteligentny, pełen zaskakujących zwrotów
akcji, nie jednoznaczny i posiada ciekawe kreacje Gerarda Butlera i Jamiego Foxx-a.
Nie ma tam supermana.. jest natomiast inteligentny facet...
Nie ma ciągłej nienawiści do złych bohaterów.. bo są momenty gdy można im nawet "lekko" współczuć..
nie ma wielkiej sprawiedliwości.. tylko nieskuteczność stróżów prawa..
a główny bohater nie jest krystalicznie czystą postacią... jest natomiast kimś kto ewoluuje i się zmienia..
kimś kogo trudno sklasyfikować, jako dobry czy zły bohater..

Te wszystkie elementy sprawiają, iż film wciąga.
I nawet jeżeli są momenty nie dopracowane lub lekko przesadzone, to w ogólnym odbiorze to niknie.
Jest to film, który nie wywołał u mnie uśmieszku pełnego politowania, jak to się dzieje na
większości amerykańskich dzieł tego typu ;)

Z czystym sumieniem POLECAM.

niedziela, 9 grudnia 2012

Dwoje do poprawki / Hope Springs

Na pewno nie jest to film, dla młodzieży MTV, nie chce oczywiście generalizować, ale raczej go nie docenią :)
Doceni go natomiast bardziej dojrzały odbiorca, ponieważ jest on alternatywą dla słodkich komedii romantycznych
z wytwórni Disneya oraz tych opartych na harlekin-owskich historiach ;)

Film ten opowiada o miłości, o sile uczuć w związku.. ale też o niebezpieczeństwach dnia codziennego, o wytrwałości,
marzeniach i walce... przede wszystkim o walce... o siebie, męża, miłość, związek i namiętność.
Zamiast różowego i cukierkowego tła, mamy tutaj ukazaną znieczulicę na partnera, ignorancję i rutynę dnia codziennego.
Moja ulubiona scena ze śniadaniem, obrazuje to idealnie.. synchronizacja czynności związanych z przygotowaniem
jajek i bekonu.. no cóż nie jeden logistyk pozazdrościłby idealnego planowania i wykonania tego zadania :)
Always just in time ;)

Jest to także film o dojrzałości, tej w życiu i tej w związku... o podejmowaniu decyzji...
jest to tak jakby ciąg dalszy tych wszystkich disney-owskich historii, który ukazuje nam to co dzieje się
po 31 latach małżeństwa, o ile ktoś oczywiście dotrwa do tego czasu z partnerem ;)
Oglądamy tutaj wojnę, wojnę którą toczą główni bohaterowie... między sobą, ale także z swoimi przyzwyczajeniami
i skostniałym trybem życia, wojnę.. w której muszą przegrać niektóre bitwy po to, aby na końcu wygrać ją całą.

I tutaj wygrywają.. oboje :)
Ponieważ odnajdują w sobie, to co już zdążyli zagubić.. siłę własnych uczuć.

Główne role należą tutaj do Meryl Streep i Tomm-iego Lee Jones, wspaniała obsada, dojrzali aktorzy, którzy
po mistrzowsku odnaleźli się w tych postaciach. Meryl Streep - chociażby dla jej kreacji warto obejrzeć ten film

czwartek, 6 grudnia 2012

Premium Rush

W natłoku filmów o szybkich samochodach, napakowanych przystojniakach  i idealnych kobietach,
z kolejnymi numerami w tytule, pomysł z NY i rowerami wydał mi się na prawdę fajną odskocznią.
Do tego rola główna w wydaniu Josepha Gordona-Levitt .. cóż chcieć więcej :)
No właśnie, w tym przypadku można by było sobie zażyczyć : ciekawszych postaci i bardziej zaskakującej fabuły.
Na prawdę mam wrażenie, iż nie wykorzystano potencjału tej historii. Dobry pomysł w postaci młodych ludzi z pasją,
śmigających na rowerach po cudownym NY, osadzono w nudnej i oklepanej historii z chińską mafią, debilnym agentem
i "letnim" romansem w tle...
Można było z tego zrobić na prawdę dobrą sensację, ale coś nie zagrało ..
Nie dopracowane sceny i naciągana fabuła, spowodowały iż filmowi po prostu zabrakło pazura.
Fajny natomiast jest tutaj sam NY, Joseph, i sceny pokazujące pasję jazdy na rowerze.. :)
Pasjonaci dwóch kółek bez silnika, powinni być usatysfakcjonowani.

Film sklasyfikowany jest jako thriller / akcja... no cóż..
klasyfikacja jak dla mnie mocno naciągana, raczej powiedziałabym iż to akcyjka...  ;)

Ogólnie jednak można spokojnie go obejrzeć w jakiś nudny wieczór dla rozrywki..
ale.. jeżeli go nie zobaczymy też się nic nie stanie ;)

sobota, 1 grudnia 2012

People like us

Lubie filmy oparte na faktach i prawdziwych historiach...
osobiście uważam, że życie jest wstanie napisać najlepsze, najbardziej przejmujące
i najbardziej nieprawdopodobne scenariusze..

Ten film taki właśnie jest.
Oparty na prawdziwej historii, ukazuje nam całkiem nieźle rozbudowaną paletę międzyludzkich relacji
uczuciowych oraz szereg innych emocji... mamy tutaj ukazane relacje z rodzicami na różnych etapach naszego życia,
relacje z rodzeństwem, sposoby radzenia sobie z śmiercią najbliższej osoby, chorobą,
walkę z uzależnieniem, ciężar budowania zaufania i jego stratę... ciężkie życiowe wybory dotyczące związków..
Podsumowując... na prawdę ciężki kaliber emocjonalny..

Dlatego też istniało realne zagrożenie, iż film będzie ciężki i przytłaczający.
Na całe szczęście, pomimo sporej ilości trudnych emocji, twórcy, poradzili sobie z tematem wspaniale...
Oczywiście były wskazane priorytety, jednakże uniknęli pompatyczności..
żaden też z problemów ukazanych w filmie nie został zbagatelizowany i spłycony..
Przyznaję iż znaleziono idealną równowagę i wszelkie zdarzenia i emocje zostały tutaj
ukazane w wyważony sposób, dzięki czemu film nie przytłaczał a ciekawił, nie obciążał lecz po prostu
nakłaniał do refleksji..

Obsadę filmu zdominowały kobiety... Michelle Pfeiffer, Olivia Wilde, Elizabeth Banks ...
stworzyły na prawdę dobre kreacje...
Dawno nie widziałam Michelle w żadnym filmie, i byłam bardzo ciekawa jej gry..
Nie wiem czy to wina samej postaci czy opracowania jej charakteru, ale momentami
wydawała mi się nijaka... ogólnie jednak, podobała mi się w roli Lillian, ponieważ
pomijając te kilka nijakich momentów, stworzyła na prawdę wiarygodną postać.

Film skomplikowany, smutny.. momentami dołujący... a jednak z happy endem.. dający do myślenia,
ukazujący zawiłe ścieżki życia, ale wskazujący także te właściwe wybory...
Polecam więc na spokojny, refleksyjny wieczór pod kocem i kubkiem czegoś dobrego w dłoni.. :)

wtorek, 27 listopada 2012

Sinister

Przyznaję, iż dawno nie oglądałam dobrego horroru.. horroru nie thriller-a..
dobrego, czyli w mojej definicji takiego co straszy a nie śmieszy.
Dlatego też z lekkim dystansem podeszłam do kolejnej propozycji z tego gatunku, jaką nam zaproponowały kina pod postacią filmu "Sanister".

Film oglądałam wieczorem... sama..
więc wszelkie zewnętrzne czynniki, które mogły by pomóc w odpowiednim odbiorze filmu, zostały zapewnione. :)

Historia..
amerykańska rodzina, dom na przedmieściach.. teoretycznie standardowo, a jednak...
wątek kilku paskudnych morderstw, okultyzm i legendy.. i chyba najważniejszy element.. tajemnicze taśmy,
nadające troszkę klimat jak w filmie "4 stopień" i wprowadzające poczucie realizmu do opowiadanej historii,
sprawiły, iż film zaciekawia odbiorcę a opowieść ta nie jest banalna.
W sumie na prawdę dobry pomysł na film.. niestety nie do końca wykorzystany,
pewne elementy bowiem zostały w mojej opinii zbyt lekko potraktowane i zbagatelizowane,
chociażby praca research-owa naszego bohatera, czy sam wątek dzieci...
Uważam, iż gdyby bardziej rozbudowano te wątki a odrobinę skrócono na przykład chodzenie bohatera
po ciemnym domu, historia na pewno by zyskała i byłaby jeszcze ciekawsza.

Sam film, jest typowym horrorem, i tutaj niestety niczym nie zaskakuje.
Pojawiają się w nim wszystkie klasyczne elementy, takie jak: skrzypiąca podłoga, przemykające cienie,
główny bohater spacerujący samotnie po ciemnym domu (bo oczywiście nikt nie wpadnie na pomysł,
aby zapalić światło), otwierające się drzwi i samoczynnie uruchamiające się sprzęty.
Trochę to było wszystko za oczywiste i trochę tych spacerów głównego bohatera po domu było za dużo,
na tyle iż w pewnym momencie zaczęło nudzić..
No i oczywiście było kilka scen w stylu: a kuku.... :)

Cały nastrój tak na prawdę, w większości budowała tutaj ścieżka dźwiękowa..
Film ma na prawdę dobrą muzykę, to ona w odpowiedni sposób akcentuje poszczególne
sceny i buduje napięcie.

Ogólnie jednak oceniam film, jako niezły straszak :)
Na tle innych dzieł z tego gatunku wyprodukowanych w ostatnim czasie, na prawdę wyróżnia się
w sposób pozytywny.
Może to nie jest kaliber "zawału serca", ale jeżeli masz ochotę na mały dreszczyk przechodzący po plecach...
zapraszam do oglądania :)

sobota, 17 listopada 2012

Przed świtem cz. 2 / Breaking dawn part 2

A więc nadszedł wreszcie ten dzień.. :)
Mamy piątą część sagi "Zmierzch" i powrót na ekrany pięknych wampirów i przystojnych wilkołaków.

Kontynuując swoją przygodę z światem fantasy, udałam się do kina, chcąc jak najszybciej
zobaczyć ten ostatni odcinek wielkiego romansu.
obejrzałam ... i...
pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, po zakończeniu filmu, w momencie gdy siedziałam jeszcze
na sali kinowej... i przyznaję, iż podesłana w całości przez moje emocje, brzmiała:
"bardziej tego spieprzyć nie mogli"... chyba nawet powiedziałam to na głos.. ;)
no cóż, czułam się rozczarowana i zawiedziona.

To rozczarowanie, zabarwione nawet lekką nutą irytacji, nie tyle dotyczyło samego filmu jako obrazu,
co sposobu przekazania historii i emocji.
W tym przypadku, miałam to nieszczęście, iż przeczytałam książki... historia tam przedstawiona
naszpikowana jest całą paletą, maksymalnie intensywnych uczuć, które w filmie zostały poszatkowane
jak kapusta na bigos, przez co momentami zamiast wzruszenia była odczuwana irytacja, a zamiast wzniosłości
była śmieszność.. i wielka szkoda..
Oczywiście porównywanie książek z filmem, jeszcze nigdy nie wyszło na plus dla filmu, i ma na to
wpływ wiele czynników, a najważniejszym z nich jest chyba ograniczony czas opowiadania historii
( w tym przypadku 117 min).
Jednakże krócej nie musi oznaczać gorzej. Przecież to od twórców zależy, na które emocje i sceny z książki postawią,
które wyróżnią a które pominą całkowicie..
Dobre wybory sprawiają, iż pomimo skróconej historii, film zachowuje klimat, złe wybory sprawiają,
iż film rozczarowuje, tak jak to ma miejsce w tym przypadku.

Sam obraz, oglądało się jednak całkiem nieźle. Bardzo fajna była czołówka filmu oraz końcówka z napisami.
Te elementy akurat były na prawdę dopracowane, i w pełni zsynchronizowane z samą historią.
Po za tym mnóstwo pięknych widoków oraz efektów specjalnych, które były tutaj mocnym akcentem.
Niektóre z nich były oczywiście mniej udane, i tutaj przykładem może być niemowlę a niektóre były całkiem niezłe..
chociażby wilki. Przyznaję jednak, iż porównując je z poprzednią częścią filmu, to efekty w pierwszej części były jak dla mnie
o wiele bardziej spektakularne i efektowne.
Część 2 w dużej mierze składała się z motylków, kwiatków, drobinek kurzu w cudowny sposób wirujących
w powietrzu, oraz Belli z Edziem biegających beztrosko po baśniowym lesie... i to wszystko
zapewne było skierowane do tej żeńskiej części publiczności... słodko... do zwymiotowania :)
Wzięto jednak także pod uwagę wszystkich tych biednych mężczyzn, zmuszonych zapewne przez swoje
partnerki do pójścia na ten film.. i to pewnie do nich skierowane były wszystkie sceny walki, odrywane głowy,
Edzio, któremu brakowało tylko leginsów i peleryny super bohatera, wyskakujący z przepaści, czy też palone ciała.

Ogólnie brakowało mi tutaj spójności..
tego aby mnie ta historia wciągnęła i zostawiła po sobie niedosyt.. tak jak to miało miejsce po przeczytaniu książki.
Zamiast wybrać kilka elementów, na których by się skupiono i zbudowano cały klimat,
"przeleciano" tutaj po łebkach po większości scen, tnąc, zmieniając chronologie, lub też
całe zdarzenia, niestety z niekorzyścią dla filmu.
Scena z walką, która okazała się wizją.. wywołała tylko gromki śmiech na sali..
a domyślam się, iż nie takiej reakcji oczekiwali twórcy filmu :)
Szkoda także, że tak po macoszemu potraktowano wątek mojego ulubionego bohatera, Charliego,
chociaż przyznaję, iż przy scenie uświadamiania go przez Jackoba, uśmiałam się szczerze :)
Oczywiście wilkołak nie marnował czasu, i siłownia zapewne przez dłuższy czas pozostawała jego drugim domem,
czego efekty mogliśmy podziwiać, podczas sceny ze ściąganiem koszulki ;)
Żałuję także, iż w tej części oprócz Taylora Lautnera, nie było pozostałych aktorów grających
wachtę wilków... wogle jakoś wątek wilków potraktowano pobieżnie, czego zupełnie nie rozumiem,
ponieważ w samej historii to dość mocny element.

Z innych plusów... bardzo fajnie według mnie dobrano większość aktorów dla nowych postaci, i stworzono
ich kreacje. Z łatwością można było się domyślić, która postać jest kim.


Podsumowując.. pomimo tego iż jestem fanką samej historii..
to "Przed świtem cz. 2".. to jak dla mnie wielkie oczekiwania i jeszcze większe rozczarowanie..
Masówka, wyprodukowana już tylko po to aby zgarnąć kasę, miałam wrażenie,
jakby sami autorzy filmu, mieli już dość tej historii, dlatego też zrobili to szybko, na kolanie,
aby jak najszybciej mieć to z głowy.
Wiedzieli, że nawet gdyby to był największy gniot to i tak na siebie zarobi...
Podobno na tą część sagi był przeznaczony najwyższy budżet... szczerze..?
to nie wiem na co go przeznaczono.. może po prostu na gażę dla aktorów ;)

sobota, 3 listopada 2012

The Tall Man / Sekret

W związku z minionym dniem Hallowen, postanowiłam obejrzeć jakiś film grozy.
Zniechęcona jednak ostatnio oglądanym horrorem "Dom w głębi lasu", tym razem
postawiłam na tegoroczny thriller z Jessicą Biel a właściwie już Timberlake ;), "The Tall Man".

Pomimo bardzo drastycznego i poważnego tematu jakim są porwania dzieci, początek filmu
był bardzo standardowy... typowa historia o podupadłym amerykańskim miasteczku, w którym
dzieją się złe rzeczy.. wiało nudą tak mocno, że od tego przeciągu można się było nabawić kataru ;)

Przyznaję, iż po pierwszych 30-stu minutach zaczęłam się na prawdę poważnie zastanawiać czy tego filmu
po prostu nie wyłączyć..ale..
no właśnie bardzo się cieszę, iż moja wola walki mnie powstrzymała i oglądałam dalej,
ponieważ około 50-tej minuty, nastąpił totalny zwrot akcji, a ja poczułam kompletną dezorientacje.
Zaczęłam zastanawiać się, kto tu jest właściwie tym dobrym a kto tym złym, i o co chodzi..
Cały mój wcześniej ułożony w głowie scenariusz filmu, runął w gruzach.

Film ten bowiem po bardzo przewidywalnym początku (który może po prostu miał uśpić naszą czujność),
w późniejszych minutach funduje nam kompletnego rollercoastera emocjonalnego,
w którym, następujące po sobie zwroty akcji całkowicie mieszają widzowi w głowie.

Po zakończeniu filmu.. nasunęło mi się jedno powiedzenie.. "uważaj o czym marzysz, bo może się spełnić"
Sam film na prawdę pomimo nie udanego początku, wart jest obejrzenia. Daje do myślenia i zaskakuje.
Na pewno nie jest to głupiutki amerykański horrorek, jest to film, który może zmusić do refleksji i myślenia,
i który jednocześnie funduje nam dreszczyk emocji i zaskakujące zwroty akcji.
Nie wiem też, czy biorąc pod uwagę klasyfikację filmu, to nie powinno się do thriller-a dodać dramatu psychologicznego,
ponieważ typowym thrillerem na pewno nie można go nazwać.

niedziela, 21 października 2012

Abraham Lincoln: Łowca wampirów

Pomimo bardzo różnorodnych pinii i nie najwyższej noty na Filmweb, obejrzałam ten film.
Przede wszystkim dlatego iż lubię horrory, a ten mnie zaciekawił.

Zastosowano tutaj bardzo fajny pomysł obsadzając historię fantasy w historycznych realiach.
Stwarza to na prawdę wielkie możliwości, które niestety według mnie nie zostały wykorzystane.

Sama historia nawet nie jest zła.. obsadzenie jej w czasie wojny secesyjnej, przeplatanie faktów historycznych z fikcją,
oparcie jej na relacjach typowo ludzkich, takich jak przyjaźń czy też miłość, to według mnie plusy.
Fajnie oglądało się ukazaną tu w wielu odsłonach męską przyjaźń.. tą nierealną pomiędzy wampirem i człowiekiem,
tą wbrew zasadą, pomiędzy czarnym i białym człowiekiem, oraz tą bezwarunkową pomiędzy Abrahamem i Speedem.
Pozostałe wątki niestety zostały potraktowane według mnie zbyt pobieżnie, do nich należą na pewno miłość Abrahama z Mery
czy też śmierć ich syna... Ważne momenty dla samej historii, a ukazane bardzo pobieżnie.

Jeżeli chodzi o efekty specjalne w tym filmie, tak bardzo skrytykowane na forum, to rzeczywiście oglądając go,
ma się wrażenie, iż ogląda się film realizowany w co najmniej latach 90 a nie w 2012.
Efekty rzeczywiście nie powalały.. było tutaj baaardzo dużo scen zaczerpniętych z Matrixa,
i polegających na maksymalnym spowolnieniu ruchów bohatera.. brakowało tylko czarnego płaszcza ;)
Ukazanie samych bitw.. no cóż.. na pewno nie napracowali się zbytnio przy tych scenach, albo
przynajmniej nie było tej pracy widać w samym filmie.
Nie oglądałam go w wersji 3D, więc może na tym polega szkopuł.. i film ten w 3D, nabrałby innego wymiaru
i wywarłby większe wrażenie na oglądającym.. ale tego już nie sprawdzę.

Jeżeli chodzi o całość tego filmu i jego sposób realizacji.. to ja odebrałam go po prostu jako kino oldschool-owe :)
Może właśnie dlatego mi osobiście brak tych spektakularnych efektów specjalnych zbytnio nie przeszkadzał,
całość była spójna i wszystkie elementy do siebie pasowały.
Jest to bardziej bajkowe kino kostiumowe z elementami akcji niż horror. Ogólnie jeżeli oczekujemy napięcia i momentów grozy,
to tutaj nie bardzo to znajdziemy, ale jeżeli oczekujemy lekkiego kina na weekend to spokojnie możemy po ten film sięgnąć.

wtorek, 16 października 2012

Uprowadzona 2

Miałam spore oczekiwania , wobec tego filmu.. przyznaję.
Bardzo podobała mi się jedynka z 2008 i bardzo lubię Luca Bessona, dlatego też nastawiłam się na dobre kino.
Niestety oglądając "Uprowadzoną 2" przypomniałam sobie tylko,
dlaczego nie lubię cyferek w tytułach filmów... wszystkie 2,3.. i 7... niestety z reguły,
są marną kontynuacją pierwowzoru, mającą na celu pociągnąć strumień przychodów,
które udało się uzyskać w pierwszym strzale..

I w tym przypadku, jak dla mnie także to miało miejsce.
Gdyby nie fakt, iż film jest produkcją francuską, można by śmiało nazwać ten obraz,
typową amerykańską sensacyjką, z jednym super bohaterem, który z bardzo poważną miną,
przechodzi przez dowolne miasto, i likwiduje gołymi rękoma, tudzież cudem odnajdywaną
bronią, całą armię złych ludzi...

Chociaż, nie... byłabym w tym przypadku, jednak niesprawiedliwa..
w "Uprowadzonej 2" tato nie robi tego w pojedynkę, tutaj rzeczywiście mamy także super bohaterkę,
w postaci córki, która rozmawiając z uwięzionym tatą przez telefon (of course), i wykorzystując nabyte
w pierwszej części doświadczenie, umiejętnie unika porwania chowając się w szafie,
i przy pomocy mapy, sznurówki i kilku granatów, biegając jak Tomb Raider po dachach Stambułu,
bez problemu lokalizuje porwanych, dostarczając tatusiowi broń.

Film, niestety całkowicie przewidywalny, i niczym nie zaskakujący..
odniosłam wrażenie, iż robiony troszkę "na kolanie" tak jakby twórcy mieli mało czasu
na realizację, przez co nie dopracowali wielu szczegółów.

Ale ok, nie ma chyba też co tak krytykować,...
jeżeli oceniałabym zwykłą strzelankę, to na pewno widziałam większe gnioty.
Więc jeżeli ktoś ma ochotę, na totalne wyłączenie myślenia i nie nastawia się na jakąś rozbudowaną fabułę,
lecz po prostu chce pooglądać super misje w wykonaniu Liama Neesona, pełnej pościgów samochodowych, strzelaniny i wybuchów...
to spoko.. ładne miasto, dużo zabitych ludzi, firmowana przez Bessona żółta taksówka... i tyle..

Mam tylko szczerą nadzieję, iż biorąc pod uwagę małą liczebnie rodzinę bohatera,
i fakt iż w zasadzie nie ma już kogo porywać, to twórcy nie pokuszą się na nagranie 3 części.

niedziela, 14 października 2012

Chciwość

Przeczytałam mnóstwo pozytywnych opinii na temat tego filmu..
ale mnie osobiście on jakoś nie powalił..
Sam temat kryzysu, ryzyka finansowego, utraty pracy, decyzyjności i odpowiedzialności oraz dramaty z tym związane są jak najbardziej na czasie, ale sposób w który je tutaj przedstawiono jakoś mnie nie wciągnął. Odniosłam wręcz wrażenie, iż większość z tych problemów została tutaj potraktowana bardzo pobieżnie. Dużo gadania, dużo ogólników i słów typu "klucz", mało akcji i budowania napięcia.
Mnie osobiście film momentami nudził, a niektóre teksty wręcz śmieszyły.
Jeżeli miał to być głęboki obraz, to ja tej głębi nie dostrzegłam.

Z plusów, to na pewno jest tutaj zebrana bardzo dobra obsada aktorska... Kevin Specy, Paul Bettany, Demi Moore czy Stanley Tucci to tylko niektóre nazwiska, które można by tutaj wymienić.
I tak jak Demi Moore trochę mnie rozczarowała, to Kevin Specy był rewelacyjny jak zawsze.. Cały czas pozostaje aktorem z najwyższej półki.

Ogólnie jednak jak dla mnie film się nie obronił, a szkoda..

Połów szczęścia w Jemenie

Na pewno jest to baaardzo lekkie kino europejskie.
Biorąc pod uwagę temat przewodni w postaci - wędkowania, spodziewałam się ogromnej nudy,
a jednak film oglądało się w miarę płynnie.
Zdarzyły się może tylko z dwa momenty, gdy odczuwałam potrzebę przyspieszenia akcji.
Ogólnie film posiada dość chilloutową energie.. wpływa na to zarówno sama historia,
tematyka tam poruszana, jak i energia głównych postaci, a także muzyka i sama sceneria Jemenu.

Film pod względem gatunku, został zakwalifikowany do dramatu, komedii i romansu.

Romans rzeczywiście tutaj jest. Ukazana tutaj historia została pokazana w tak delikatny i eteryczny sposób,
iż oglądając ją miało się wrażenie iż ogląda się jedną z bajek Disneya :)
Same spojrzenia, gesty i wzdychanie.. a momentem kulminacyjnym było ujęcie ukochanej za rękę.
Na prawdę mocny akcent :)

Jeżeli chodzi o elementy dramatu, to według mnie w tym filmie były dwa.. jeden to porzucenie
przez Harriet przystojnego, i cudem ocalałego bohatera wojennego z Afganistanu, na rzecz dość
flegmatycznego brytyjskiego profesora.. a drugi, to masowa śmierć łososi..

Na całe szczęście film posiadał elementy humorystyczne, bo bez nich byłby na prawdę rozmemłanym
i słodkim dziełem. Zostały wyśmiane tutaj zarówno władze brytyjskie jak i sami Brytyjczycy.
I chociaż humor tutaj zawarty, jest oczywiście humorem specyficznym, to na prawdę wywołuje uśmiech.

Same kreacje Ewana McGregor i Emily Blunt według mnie były idealnie wpasowane w całość filmu.
Delikatne, eteryczne.. emanujące bardzo delikatną energią...
Czyli takie jaki był cały film..

Dobra pozycja na bardzo spokojne i leniwe popołudnie, po której nie należy się spodziewać
mocnych przeżyć, wielkich niespodzianek czy też ekstremalnych emocji.
Pozycja przy oglądaniu, której można się po prostu zrelaksować... lub zasnąć ;)

sobota, 13 października 2012

Protektor - Safe

Jest to oczywiście typowy amerykański film sensacyjny, w stylu - zabili go i uciekł..
Można między innymi zobaczyć tutaj, jak zabić dziesięciu facetów jedną kulą,
albo jak pozbawić życia dwudziestu uzbrojonych gołymi rękoma, a przy tym nie poplamić sobie,
idealnie białej koszuli ani nie wygnieść szytej na miarę marynarki...
wyczyn godny mistrza... :)

Ale jakkolwiek abstrakcyjny by ten film nie był.. to dla Jasona Stathama warto go zobaczyć.
Facet umie grać.. a do tego jest zabójczo przystojny.. :)
Tutaj oczywiście gra dobrego i uczciwego zabójce.. zabija tylko złych ludzi, broni tych dobrych..
W pojedynkę rozprawia się z chińską i rosyjską mafią oraz ze skorumpowaną nowojorską policją.
Niemożliwe...? a jednak ..:)
i to wszystko w jedyne 1,5 godziny :)
a na koniec oddaje 30 milionów dolarów, nie zostawiając sobie ani centa.. i odjeżdża do Seattle..
Przystojny i na wskroś uczciwy... ideał..  :)

Podsumowując, film można spokojnie oglądać we dwoje.. facetom na pewno spodobają się
strzelanki, walki i pościgi.. a kobietom główny aktor.. :)

piątek, 12 października 2012

Chłopiec w pasiastej piżamie

Właśnie skończyłam oglądać... no i właśnie... po prostu chwilę siedziałam w ciszy..

II wojna światowa i holokaust ... zawsze pozostaną przekleństwem tego świata..
Widziana oczyma ośmioletniego i naiwnego chłopca... wydaje się..
o ile wogle to możliwe, jeszcze bardziej przerażająca..

Poczytałam niestety opinie na temat tego filmu na Filmweb...
i bardzo się cieszę, iż zrobiłam to dopiero po jego obejrzeniu..
Ponieważ ja na pewno nie będę tutaj oceniała realizmu tego obrazu..
nie mam także zamiaru rozwodzić się na temat poszczególnych scen i prowadzić dyskusji o tym czy były one logiczne, czy też nie...
w obliczu historii i samego tematu poruszanego w tym filmie, wydaje mi się to jednak sprawą drugorzędną..

We mnie ta historia wywołała mnóstwo emocji.. i chyba o to chodziło w tym filmie.
Jak by na to nie spojrzeć, jest to film fabularny.. i tym samym, ma pewnie za zadanie, przede wszystkim
trafić do odbiorców, którzy niekoniecznie obejrzą filmy dokumentalne w tej tematyce.
Dlatego też abstrakcją byłoby go porównywać właśnie do filmów dokumentalnych...
przecież to dwie zupełnie różne formy przekazu..
dokument ma za zadanie pokazywać fakty, ten natomiast ma przede wszystkim za zadanie poruszać..
i w moje opinii właśnie to zrobił... bez zbytniego patetyzmu i wielkich efektów..
bez ukazywania wprost okropności wojny..

Słów: "Idiotyzm" i "głupota" raczej użyłabym w stosunku do samego faktu istnienia wojny..
to że wogle były i są .. to jest idiotyczne i głupie...
nie uważam natomiast za właściwe używania ich w stosunku do podjętej próby, ukazania jej
okrucieństwa i bezsensowności..
w mojej opinii każda forma przekazu, która będzie nam przypominała jak straszny był to okres,
jest dla mnie formą właściwą.

Dużym plusem jest tutaj także obsada głównych ról. Młodzi aktorzy, w osobach Asa Butterfield i Jacka Scanlona
na prawdę poradzili sobie z tym zadaniem. Mocno zapadają w pamięć, wpasowując się w klimat filmu i tworząc wyraziste postacie.
Właściwie oprócz nich nie pamięta się żadnego innego "dorosłego" aktora.

Podsumowując... pomimo pewnego braku realizmu, mnie osobiście film bardzo poruszył..
zderzenie dziecięcej naiwności z okropieństwami mającymi miejsce w tle, jest bardzo wymowne..
niekiedy "cisza", krzyczy o wiele głośniej niż najgłośniejszy wrzask..
i ja właśnie tak odebrałam ten film.. jako "krzyczącą ciszę"

czwartek, 11 października 2012

Faceci od kuchni

Niedawno był wielki bum na taniec... aktualnie natomiast na pewno rozpoczęła się wielka moda na gotowanie.
Programy telewizyjne, konkursy, wszędzie tego pełno..
Nie można się więc dziwić, iż także twórcy kina ulegli tej modzie, tworząc filmy o gotowaniu.
"Faceci od kuchni" jest właśnie takim filmem.

Jest to prosta i zabawna historia o upartych, aczkolwiek twórczych facetach w kuchni :)
którzy mając swoje własne cele podążają za marzeniami , szukając spełnienia.
Potwierdzając jednocześnie opinię, iż mężczyźni na prawdę potrafią gotować... i to w niektórych przypadkach
lepiej niż niejedna kobieta.. a na pewno lepiej niż ja ;)

W każdym razie miłośnicy lekkich, francuskich komedii na pewno nie będą tym filmem rozczarowani.
Film co prawda nie wymagał wytężania umysłu, ale też nie nudził i dobrze się go oglądało.
Jean Reno to oczywiście już klasyk i jako Alexandre, stworzył bardzo sympatyczną postać, chociaż przyznaję,
iż tutaj został lekko zepchnięty i zdominowany przez Michaëla Youn :)
Ogólnie jednak, razem tworzyli w tym filmie bardzo fajną energie, i uzupełniali się nawzajem.

Jak szukacie czegoś lekkostrawnego i prostego.. to polecam :)

Wieczór panieński

No cóż.. jeżeli to miał być film o kobietach... to już bardziej polecałabym nasze polskie "Lejdis"
Jeżeli to miał być film o wieczorach panieńsko/ kawalerskich... to "Kac Vegas" wypada lepiej..

Ogólnie film nudny jak flaki z olejem.. totalnie przewidywalny..
poczucie humoru raczej słabe... dużo prób żartowania z seksu lub z seksem w tle..
i... wszystkie próby nieudane..
sex.. fajnie, żarty na ten temat - super.. ale trzeba to robić inteligentnie,
bo w przeciwnym wypadku, tak jak to miało miejsce w tym filmie, wychodzi żenująco..

Dobra obsada.. chociaż kiepskie postacie..
Sama historia.. zlepek wytartych schematów i brak pomysłu na fabułę..

Jak dla mnie niestety zmarnowany czas...

niedziela, 7 października 2012

Igrzyska śmierci

"Igrzyska śmierci" - jeżeli ktoś po tym tytule spodziewał się bezdusznej jadki , to się przeliczył..
na całe szczęście dla mnie :)
Film owszem, opowiada o igrzyskach zorganizowanych przez bezduszne władze w celu utrzymania
pozornego posłuszeństwa wśród podwładnych, z których żywa ma prawo wyjść tylko jedna osoba..
Ale pomimo, iż oczywiście jest tu ono obecne, to jednak nie samo zabijanie, jest najważniejszym elementem
tego filmu, najważniejsze są tutaj uczucia, czyli coś co ja lubię najbardziej.
Cały obraz nafaszerowany jest różnymi rodzajami emocji..
jest tam strach, poczucie niesprawiedliwości, nadzieja, smutek, przyjaźń, szacunek, współczucie, odpowiedzialność,
solidarność, zazdrość, determinacja ..  i oczywiście miłość..
Jednakże, uczucie tutaj ukazane, nie zostało przeze mnie odebrane jako słodkie love story..
Według mnie "miłość", która jest pomiędzy Peetem i Katniss, jest po prostu bronią,
która może ocalić ich życie i zmienić całkowicie reguły gry, do uczestnictwa w której, zostali zmuszeni..
zostało ono przez nich wykreowane i wykorzystywane jako karta przetargowa w grze o życie..
wiedzieli bowiem, iż siła tego uczucia jest ogromna i dalekosiężna i nawet jeżeli ono nie jest prawdziwe,
to jednak ludzie w nie wierzą.. bo chcą w nie wierzyć, a publika igrzysk może mu ulec i dzięki temu
stanie po ich stronie.

Słodkiego love story spodziewam się natomiast pomiędzy przystojnym Liam-em Hemsworthem
a Katniss..  zobaczymy czy mam racje w części drugiej tej trylogii :)
Jeżeli nie, to na prawdę będę rozczarowana :)

Ogólnie jest to całkiem przyzwoicie zrobiony film fantasy.. gdzie wykorzystywane efekty komputerowe,
nie zdominowały istoty filmu... lecz pozostały tylko dobrze wkomponowanym tłem do samej historii.
Historia nie nudzi, tworzy nastrój i atmosferę, w którą pozwala widzowi z łatwością wejść.
Sam koniec oczywiście pozostawia miejsce na ciąg dalszy.. czyli część drugą trylogii, ale jest to zrobione
płynnie i z wyczuciem, dzięki czemu pozostaje u widza uczucie oczekiwania a nie irytacji.

Film może nie należy do najambitniejszych, i jest to raczej lekkie kino, ale fajnie zrobione i na pewno
nie uważam czasu poświęconego na obejrzenie tej historii, za zmarnowanego :)

niedziela, 30 września 2012

Hugo i jego wynalazek

Co prawda sama nie sięgnęłam po tą pozycje, została mi ona narzucona..
ale... nie żałuje.. :)

No właśnie, jest to bajka.. ale nie byle jaka bajka.. tylko taka prawdziwa..
spokojna, z historią i klimatem..
bez zbędnych ozdobników, bzdurnych postaci, przemocy i strachu..
W erze transformers-ów, wampirów i Harrego Pottera, ktoś po prostu odważył się
na opowiedzenie historii.. pełnej nauk, mądrości i morału..
wiem.. powiało nudą... :)
ale na pewno nie było nudno.. po prostu było spokojnie.. historia ciekawi i wciąga..
atmosfera jest konsekwentnie budowana i otula odbiorcę od samego początku.

Oczywiście, teraz już pewnie nie ma ani jednego filmu czy też animacji, zrobionych
bez super technologi i efektów specjalnych...
i w "Hugo" są także.. zresztą, właśnie za nie film dostał jednego z Oskar-ów..
ale w tym filmie one nie przeszkadzają, nie zdominowały historii i nie zagłuszały jej.

Polecam tym, którzy chcą sobie przypomnieć o co chodzi w opowiadaniu historii..

sobota, 22 września 2012

Jeszcze dłuższe zaręczyny

Ogólnie... nudy, nudy, nudy...
sama nie wiem.. film przecież nie ma aż takich złych recenzji...
ja lubię komedie romantyczne.. oglądam prawie wszystkie ;)
a jednak zasnęłam na tym filmie, i to dwa razy..

Może to nie był dzień na ten film, a może po prostu film był jednak kiepski..
a już na pewno był za dłuuuuugi... :)
Elementy komediowe mnie osobiście nie śmieszyły, a romantyczne nie rozczulały,
chociaż z zasady nie mam problemu z uronieniem łzy na filmach :)

Spodobała mi się sama końcówka filmu, szybkie wybory i szybki, spontaniczny ślub..
tylko.. gdyby się tak mocniej zastanowić, to może spodobało mi się to tylko
dlatego, iż oznaczało nareszcie koniec filmu.. ;)

Podsumowując, pomimo całego mojego romantycznego usposobienia, i zamiłowania
do komedii romantycznych, ta historia mnie nie urzekła.
Kompletnie nie zaiskrzyło :)

niedziela, 16 września 2012

Merida waleczna

Rekomendacją dla mnie była wytwórnia PIXAR. Lubię ich bajki, zarówno te pełnometrażowe jak i krótkie filmiki,
których kilka mają, zawsze są dobrze zrobione, z poczuciem humoru i w pełni dopracowane.

"Merida waleczna" jest bajką skierowaną do dzieci, ale uważam iż osoby powyżej 18 roku życia,
które pójdą jako osoby towarzyszące do kina, także nie wynudzą się na tym filmie.
Nie jest to bajka naszpikowana poczuciem humoru, tak jak to było w przypadku np. Shreka,
ale można się w niektórych momentach uśmiechnąć.
Bardzo dobrze zrobiony obrazek, wyraziste i pełne sympatii postacie.
Główna bohaterka, to wyzwolona, z własnym zdaniem, lekko krnąbrna księżniczka,
na całe szczęście nie mająca nic wspólnego z cukierkowymi księżniczkami Disney-a :)
Twórcy dopasowali charakter bohaterki do czasów współczesnych, i według mnie, bardzo słusznie :)
Jak najbardziej może to być wzór dla małych dziewczynek z charakterkiem ;)
Historia spójna, wartka i z przesłaniem, które wszyscy znamy - "uważaj czego sobie życzysz, bo może się spełnić"
Ogólnie nie rozczarowuje, miło spędzone 1,5 h w niedzielne popołudnie :)

niedziela, 9 września 2012

Single od dziecka

Temat dzieci ostatnio chyba jest modny.. to jest kolejny film o dzieciach, układach męsko-damskich i miłości, która tutaj jest umiejscawiana na końcu listy poruszonych w filmie tematów.
Na pewno nie jest to typowa komedia na której można popłakać się ze śmiechu, nie wiem czy wogle można to nazwać komedią.. może bardziej coś pomiędzy tym co miało być komedią a obyczajem.
W każdym razie film pokazuje życie i problemy trzydzistoparolatków, teoretycznie mogło to być coś nowego, innego, ale...
pomimo tego, iż problemy tam poruszane, nie były dla mnie niespodzianką, to jednak nie są tak zabawne i urocze, jak by się można tego spodziewać.. a może chodzi tu tylko o umiejętność ukazania ich w odpowiednim świetle.. co po prostu nie zostało zrobione.
Bo po co oglądać to co dzieje się z facetami po trzydziestce, skoro widzimy ich na co dzień ? ;)
Chyba już lepiej oglądać bajki o księciach, którzy się starają, mają pasje inne niż piwo, są romantyczni i mega zakochani.. i pominąć rzeczywistość w postaci wiecznie zmęczonych, zniechęconych, marudzących i siedzących z gazetą i kanapką w toalecie przez ponad godzinę.. ;) (jak to zostało ukazane w filmie)
Momentami natłok tych problemów, oraz ich powaga przytłaczały... nie polecam filmu młodzieży bo mogą nie zechcieć dożyć 30-stki. A przecież ona nie jest taka zła.. rzekłabym nawet że całkiem dobra.. ;)
Obsada filmu... przyznaję, że pomijając Megan Fox i Edwarda Burnsa reszta aktorów nie była mi znana, ale ogólnie dali radę. W końcu sam film, dużo nie wymagał. Wyróżniała się natomiast na ich tle główna aktorka Jennifer Westfeldt... (z ciekawości sprawdziłam szybko jej wiek.. i to mi troszkę rozjaśniło sytuację) ponieważ dawno nie widziałam tak napompowanej kwasem, botoksem i co tam jeszcze wszczykują kobiety, aktorki... przykro było patrzeć :(
Ale biorąc pod uwagę iż rolę trzydziestolatki dali czterdziestolatce, może to troszkę usprawiedliwia.. ale nie..
nie ma usprawiedliwienia ;)
Ogólnie film słaby.. chciałam coś lekkiego i zabawnego do utrzmania dobrego nastroju po wakacjach,
ale ten wybór był kompletnie nie trafiony...
no cóż zdarza się najlepszym ;)

niedziela, 26 sierpnia 2012

Dom w głębi lasu - The Cabin in the Woods

Spodziewałam się klasycznego amerykańskiego horroru, czyli paczka przyjaciół, dom na odludziu, może jacyś źli ludzie lub potwory, a może jedno i drugie..
co do emocji to oczywiście spodziewałam się atmosfery grozy, napięcia i strachu.
I w sumie, to większość z tych elementów rzeczywiście w tym filmie się znalazła..była standardowa paczka przyjaciół, dom w lesie, potwory w postaci Zombie... krew lała się strumieniami a trup ścielił się gęsto..
Zabrakło jednak najważniejszego elementu, który w filmie typu horror musi po prostu się znaleźć, czyli odpowiednio zbudowanej atmosfery..
jeżeli nie boimy się na horrorze, to, to po prostu nie jest horror.
Tutaj niestety atmosfera grozy była poszatkowana jak kapusta na bigos. Twórcy konsekwentnie nie pozwalali odbiorcy na odczuwanie jakiegokolwiek napięcia czy też strachu, wstawiane sceny równoległej rzeczywistości z podziemnego instytutu z dwoma podstarzałymi kolesiami w roli głównej, niestety skutecznie burzyły najmniejsze zalążki napięcia i wprowadzały tylko lekkie politowanie i irytację.

I w takiej atmosferze minęła pierwsza część filmu. Druga część.. czyli ta po czerwonym telefonie, lekko zaskakuje, i to jak dla mnie jedyny(po za samą osobą Hemsworth-a :) ) pozytywny aspekt tego filmu.

Muszę jednak przyznać, iż sam element zaskoczenia, trwający parę sekund, w tym gatunku, to zdecydowanie za mało na pozytywną ocenę.
Chcąc być jednocześnie do końca szczerą, i uparcie doszukując się dobrych rzeczy w tym obrazie, wspomnę także o dwóch ujęciach, które nawet mi się spodobały. Pierwsze to spokój na twarzy i spojrzenie Pana z tarczami piły w głowie, i drugie gdy pokazali wszystkie windy z potworami w środku, to nawet wyglądało fajnie.

Ogólnie jednak, niestety film nudzi zamiast straszyć.. irytuje zamiast ciekawić.
Nie wiem do jakiego gatunku można by go było zakwalifikować, ale na pewno nie jest to horror.

środa, 22 sierpnia 2012

Dziennik zakrapiany rumem

Niestety to jeden z tych filmów, o których szybko zapomnę.
Teoretycznie zapowiadał się nie źle.. lata 50, dobra obsada,
fajna sceneria, historia o czymś i wątek miłosny.
Niestety okazał się nudny i jedyne uczucie jakie we mnie wzbudził,
to obojętność. Ładny obrazek, pusty w środku.
Zakończenie filmu.. no cóż, na siłę, na szybko.. miałam nadzieję, że chociaż
ono zaskoczy, ale niestety.
Przyznaję, iż podobały mi się zdjęcia, widoki i klimat lat 50,
jednak to wszystko co mogę o tym filmie powiedzieć dobrego...
Może gdybym wypiła trochę rumu dostrzegłabym w nim więcej dobrego  ;)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Wojownik - Warrior

Film zrealizowany w sposób surowy, trochę momentami patetyczny..
ale poprzez historię, która jest tu opowiadana nie dałoby się chyba całkowicie uniknąć odrobiny patosu.
Z dobrze pokazanymi walkami MMA , może momentami lekko przerysowanymi, ale dzięki
temu widz mógł poczuć w pełni energie, która wytwarza się podczas takich walk.
Biorąc pod uwagę ilość kontuzji, którą aktorzy nabyli podczas kręcenia tych scen, można
z czystym sumieniem powiedzieć, iż realizm został zachowany.

Dwóch wojowników, oboje nastawieni na wygraną.. oboje wybrali klatkę z ważnych powodów.
Treningi i walka...
Jeden idealnie skuteczny w stójce i wkładający całą swoją złość w zabójcze ciosy, drugi niebezpieczny w parterze, pełen cierpliwości wyczekujący na moment, w którym może założyć kończącą walkę dźwignie.
Teoretycznie film ten wygląda na jeden z wielu tego typu, jak na przykład Rocky, ale na szczęście nim nie jest.

Nie ma tutaj tego dobrego i tego złego faceta, trudno kibicować jednemu z bohaterów, bo tutaj jest dwóch dobrych.
Same walki MMA są tylko tłem do tej prawdziwej, którą toczą główni bohaterowie..
bo główna walka to walka z demonami przeszłości, samym sobą i najbliższymi.. to walka o przyszłość.. ich przyszłość.. którą oboje po bardzo morderczej próbie, wygrywają... a może tak na prawdę wygranych tam jest więcej.

Film naładowany emocjami, oczywiście wywołujący u mnie więcej niż jedną łzę.

Ale aby były emocje, potrzebne są też postacie, i właśnie dla tych kreacji stworzonych przez Toma Hardy-ego i Nicka Nolte, warto obejrzeć ten film. Widać, że Tom pracował nad tą rolą, i nie mówię tutaj o tych 13 kg mięśni które musiał sobie wyhodować, ale o postawie, mimice i energii, która przez cały film z niego emanowała. Jeżeli chodzi o Nicka Nolte, to powiem tylko, iż jego nominacja do Oscara za tą role, na pewno nie była przypadkowa.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Królewna Śnieżka - Mirror Mirror

Ten rok na pewno, jeżeli chodzi o bajki Disney-a upływa pod hasłem "Snow White".
Przyznaję, iż po "Królewnie Śnieżce i Łowcy", w której najlepszy był Łowca, długo zbierałam
się do obejrzenia kolejnej wersji tej bajki. Dzisiaj jednak nadszedł ten dzień... i żałuje, iż tak długo
zwlekałam, bo bajka okazała się ZAJEBISTA :)
Już dawno na żadnym filmie się tak dużo i szczerze nie uśmiałam.
Dialogi lekkie i pełne humoru z pewną dozą sarkazmu, co ja osobiście uwielbiam.
Julia Roberts jako królowa.. tu miałam wątpliwości, ale już po pierwszych 5 minutach się rozwiały.. idealnie
wpasowała się w ten film i samą role.
Bajka oczywiście została unowocześniona, ale na całe szczęście nie została przekombinowana.
Każda postać śmieszy, i wzbudza sympatię :) Wszystko zostało przemyślane i dopracowane,
dzięki czemu stanowiło pięknie skomponowaną całość.
Oglądało się to płynnie, z zaciekawieniem i uśmiechem na ustach. I o to powinno chodzić w bajkach.

Na koniec pozwolę sobie zacytować Księcia:

"..Nie będziemy zmieniać sprawdzonych zakończeń popartych badaniami opinii publicznej.."

co prawda sama kwestia wystąpiła w nieco innych okolicznościach.. ale mi się teraz także przydała,
ponieważ było to co ja lubię, czyli nie zmienione hapy end-owe zakończenie...
ślub, pocałunek.. i żyli długo i szczęśliwie..  :)

Polecam, na niedzielne popołudnia.. na prawdę fajnie zrobiona bajka :)
w której wszyscy cały czas tańczą, i jak mówi Królowa "chyba nikt tam nie pracuje, skoro
mogą pozwolić sobie na tańczenie i w dzień i w nocy.. dziwne.." ;)

sobota, 11 sierpnia 2012

Thor

Z okazji dzisiejszych urodzin Chrisa Hemsworth, postanowiłam obejrzeć film z jego udziałem.
Wybór padł na "Thor" .

I pewnie wielką fanką fantasy po obejrzeniu tego filmu nie zostanę, ale przyznaje iż jest to
fajnie zrealizowana bajka z ciekawymi efektami specjalnymi i na prawdę dobrą obsadą.
Chris Hemsworth, Natalie Portman, Anthony Hopkins, Rene Russo... i kilka innych nazwisk, zrobiło
bardzo dobrą reklamę.

Sam dobór obsady gwarantował właściwą kreacje postaci.. i tutaj nie można było być rozczarowanym,
jednakże przeszkadzała mi pewna niekonsekwencja dialogów..
Najczęściej było to zauważalne w postaci Thora, ale niestety miało miejsce także w innych przypadkach.
Przy tego typu filmie, spodziewałabym się pewnej konsekwencji..
jeżeli już postać mitologiczna, to taka powinna pozostać.. a tutaj raz zachowywał się i mówił jak syn Odyna,
co byłby naturalne a za chwilę jak wyjęty z jakiegoś niskobudżetowego filmu farmer, zatracając całkowicie swoją mityczność..
to było niestety niespójne i nienaturalne.

Ogólnie jednak, po lekko nudnawym początku, sama historia nawet mnie wciągnęła.
Chociaż sceny walki, które pewnie miały widza zatrwożyć i spowodować wstrzymanie oddechu,
u mnie w większości wywoływały uśmiech na twarzy.
A sama scena zawierania paktu współpracy pomiędzy Thorem a siłami specjalnymi w czarnych garniturach..
no cóż.. wielki śmiech :)

Jednakże po za kilkoma niedoróbkami, sam film oceniam pozytywnie, prosta ale fajna bajka do obejrzenia
dla samej rozrywki.

Bestia - Beastly (2011)

Film ten to bardzo nowoczesna, wersja francuskiej bajki pt. "Piękna i bestia", osadzona w delikatnej przyszłości.

Trzon historii pozostaje ten sam, czyli mamy piękną, o czystym sercu dziewczynę, złą (a może po prostu sprawiedliwą) czarownicę i oczywiście bardzo przystojnego acz egoistycznego i nieczułego "księcia", który po kolejnym zagraniu, skierowanym tym razem, bezpośrednio w naszą czarownicę, zostaje ukarany rzuconym na niego urokiem, który zmienia go w bestie z pięknym tatuażem drzewa na przedramieniu.

Oczywiście to bajka o miłości.. więc jeżeli ktoś nie lubi ckliwych historii z happy endem, to na pewno mu się
ten film nie spodoba.. mi oczywiście się spodobał :)

Obsada, jak na bajkę ok.. facet jest przystojny, nawet bardzo, dziewczyna ładna, czarownica straszna..
wiec wszystko na swoim miejscu :)
Bałam się, że będzie to kolejny amerykański, słodki film obsadzony w korytarzach liceum, ukazujący
idealne i różowe życie tamtejszej młodzieży.. ale na szczęście tak się nie stało.
ok...  oczywiście jest to nadal amerykański film, ale już nie tak różowy..
jest oczywiście liceum..ale na szczęście nie tak stereotypowe.
Twórcy odbiegli troszkę od znanych nam kanonów filmów dla młodzieży i podrasowali troszkę obrazek, co wyszło na plus.

Główny bohater, pomimo iż palant to na prawdę wzbudza sympatie i rozczula swoją nieudolnością
w próbach zdobycia dziewczyny. Dziewczyna, ładna i nudna.. no ale czego można się spodziewać po idealnie dobrej postaci.
Czarownica.. ciekawa, Olsen-ówka mnie na prawdę miło zaskoczyła.
Ale moją ulubioną postacią jest niewidomy nauczyciel, który wprowadza do tej historii troszkę humoru,
nawet momentami sarkastycznego :)

Podsumowując.. ciekawie zrealizowana ckliwa historia o miłości, bajka o nawróceniu złego chłopca,
w którą chce wierzyć większość dziewczyn ;)
Jak się ma dość Disneya można śmiało zobaczyć klasykę w tej wersji :)

Szczęściarz - The Lucky One

Przyznaję, iż czekałam na ten film.. bardzo lubię bajki o miłości, i gdy dobro zwycięża zło.
Ten film miał mieć to wszystko, plus wiele innych emocji... więc teoretycznie wszystko czego szukam.

Jednak zderzenie z rzeczywistością, okazało się trochę bolesne... niestety dla mnie.
Film jest adaptacją książki Nicholasa Sparksa i sama historia jest na prawdę dobra, i z wielkim potencjałem.
Jednak odnoszę wrażenie, iż sam obraz nawet w minimalnym stopniu nie oddał jej głębi, ogroma emocji i uczuć, które zawiera ta historia. Powinien wzruszać, powodować przyspieszone bicie serca, wywoływać łzy i strach, włączać w nas nostalgie, uruchamiać złość i powodować ścisk żołądka... a tu nic :(
Jedyna scena, która odrobinę mnie wzruszyła to pożegnanie żołnierza z chłopcem... i to tylko i wyłącznie za sprawą chłopca.
No właśnie...
podstawowym błędem w tym filmie, było chyba obsadzenie Zaca Efrona w głównej roli.
Bardzo dobrze dawał sobie radę w musicalu.. ale jako żołnierz piechoty morskiej.. mymyyy...
kompletnie się nie nadaje.. i po prostu położył tą role.
Pomijam fakt, iż według mnie jest po prostu za ładny i jeszcze za chłopięcy do takiej roli,
ale też nie udźwignął jej jako aktor.
Wyglądał jak zestresowany robot recytujący kwestie.. ciągle z tą samą miną i nie przyzwyczajony do swojego napompowanego nowego ciała.
Jego postać powinna być naładowana emocjami.. od strachu, po zagubienie, przez miłość, hardość,
seksualność, po spełnienie.. a tu nic... kompletnie nic...
Chłopak spędził trochę czasu na siłowni, przypakował, obciął swoją idealną fryzurkę i zapuścił zarost
(albo mu go stworzyli w ramach charakteryzacji - co jest bardziej prawdopodobne).. i na tym
chyba zakończył przygotowania do tej roli.. a szkoda, bo lekcje gry aktorskiej na pewno by mu się przydały.

Na plus, można zaliczyć zdjęcia i plenery.. fajnie się je oglądało i pasowały do historii, tworzyły fajne tło
ciekawej opowieści. Szkoda tylko że twórcy nie umieli jej za pomocą obrazu odpowiednio pokazać..
No nic, pozostaje w takim razie chyba jeszcze przeczytanie książki :)

sobota, 4 sierpnia 2012

Step Up 4 Revolution

Ładny chłopiec, ładna dziewczyna i oczywisty - big love...
młodzi, kolorowi, pełni pasji ludzie, walka ze złym przedsiębiorcą w tle..
o tym jest ten film..
słodko, ładnie, cukierkowo i uroczo... do zwymiotowania... :)

Ale po za tą słodką historią z oczywistym happy endem, i końcową sceną a la Dirty Dancing (tylko bez latino)..  jest też bardzo energetyczna muzyka, która idealnie będzie się nadawała jako wspomaganie mojego budzika o 06:00 rano, oraz bardzo spektakularne pokazy tańca..

Aktorzy.. w większości same nowe twarze, chociaż oczywiście kilku starych znajomych z poprzednich części się znalazło, chociażby "pan robot" ulubiony tancerz mojej przyjaciółki :)
Główną rolę natomiast, ku mojemu zaskoczeniu powierzono Ryanowi Guzmanowi..
nic Wam to nie mówi?
i nie ma się co dziwić.. ponieważ jest to jego debiut aktorski :)
Dobrze wygląda, dobrze tańczy, na pewno ma już fan club złożony z dwunastolatek :)
w tego typu filmie dał radę.. a przynajmniej nie przeszkadzał ;)

Ale najważniejszy był.. TANIEC...
bo to o niego tak na prawdę chodziło w tym filmie.. to on dominuje.
Umiejętności tancerzy zostały połączone z gadżetami, kaskaderką i efektami specjalnymi..
ale bez obaw, sam taniec nadal pozostaje na pierwszym miejscu :)
na całe szczęście te wszystkie dodatki nie przeszkadzają, a wręcz uwydatniają same umiejętności taneczne..

Stworzono tam nie jeden show.. każdy był dobrze przygotowany, efektowny i spektakularny.
Patrzenie na nie sprawiało mi przyjemność i wywoływało zazdrość, że ja tak nie potrafię ;)
Każdy zachwycał..
i ten z wykorzystaniem samochodów, i ten w biurowcu... baletnice na wernisażu były
zachwycające... ale moim ulubionym, był taniec w restauracji.. tajemnica, emocje i seksualność :)

Koniec filmu był kumulacją i eksplozją tańca w każdej postaci i chyba w każdym stylu..

Tak więc, jeżeli lubisz taniec i dobrą muzykę i tylko tego oczekujesz po filmie.. to nie powinieneś się zawieść :)

niedziela, 29 lipca 2012

Loosies

Wybrałam ten film ze względu Petera Facinelli.
Pomijając sagę Zmierz, nie widziałam go w żadnym filmie i byłam ciekawa jakim jest aktorem.
Przyznaję, iż mnie nie rozczarował, fajnie wyglądał i co najważniejsze w przekonywujący sposób wykreował
graną przez siebie postać.

I oczywiście, nawet nie wiem jak bym się starała, to nie udało mi się całkowicie uniknąć porównań z Dr Carlisle Cullen-em... ;)
Dlatego też od tego zacznę :) ... i tak..
pomimo iż jako wampir, zgodnie z charakterystyką tej postaci powinien być najprzystojniejszym
i najbardziej ujmującym facetem na ziemi, to według mnie jako kieszonkowiec zostawia doktorka daleko w tyle :)

Sam film, na prawdę mi się spodobał, może nie jest to wysoko budżetowa produkcja, ale przynajmniej opowiada o czymś..  o tym jak może dojrzeć facet..
i pomimo tego iż z zasady zjawisko to jest trudne do uchwycenia, twórcą filmu się to udało :)
Postać grana przez Petera, wzbudza sympatię i jest interesująca.
Momentami może troszkę przewidywalna, ale ogarniając całość nie mogę tego powiedzieć, ponieważ końcówka mnie mimo wszystko zaskoczyła.. pozytywnie :)
 
Rozbawiła mnie natomiast scena "a la matrix", ukazująca w zwolnionym tempie umiejętności naszego bohatera jako złodzieja...  no cóż... twórcy w tym jednym momencie chyba trochę przegieli..
domyślam się jaki był cel, ale chyba sposób realizacji tej sceny nie za bardzo wpasował się w całość filmu..
a może po prostu zapomnieli, że to nie wampir i nie muszą tego ukazywać w zwolnionym tempie.. ;)

sobota, 28 lipca 2012

21 Jump Street

Film, który przez niektórych recenzentów został okrzyknięty komedią lata 2012...
i który zebrał ogromną ilość pozytywnych komentarzy..

A ponieważ uwielbiam się śmiać, i bardzo sobie cenię dobry humor, obejrzałam..
i niestety jak dla mnie .. rozczarowanie.. wielkie..
nawet przystojniak Tatum tutaj nie pomógł.

Obejrzałam całość, chociaż przyznaję iż wymagało to ode mnie determinacji..
1 godzina i 49 min .. zdecydowanie się dłużyło..

Rodzaj humoru.. najdelikatniej mówiąc.. nie moja bajka, chyba nawet nie moja półka..
Niestety nudny, irytujący i momentami wręcz żenujący...

Obiektywnie jednak przyznaje, iż raz udało się twórcą mnie zaskoczyć :)
zaskoczeniem była maleńka rólka Johnnego Deppa...
rola ta była na tyle mała iż pomimo nazwiska nie został nawet wymieniony w czołówce filmu.
Zagrał tam tajniaka, jego scena trwa może 2 minuty i kończy się jego śmiercią..
ale wierzcie mi, że to jest na prawdę dobra wiadomość..
lepiej nie utożsamiać go z tym filmem ;)

Jak dla mnie kolejna komedia, która mnie niestety nie rozśmieszyła..


Królewana Śnieżka i Łowca

Z okazji Dnia Dziecka, chcąc je w jakiś szczególny sposób uczcić.. i oczywiście po odebraniu wszystkich prezentów i życzeń, postanowiliśmy iść do kina na bajkę...
Wybór padł na "Śnieżkę i łowcę"i oczywiście nie był przypadkowy. Przyznaję, iż czekałam na ten film i miało no to wpływ kilka czynników.
Była to na przykład ciekawość jak poradzi sobie z grą aktorską nasza wielbicielka wampirów, plusem była też sama Charlize Theron, którą sobie bardzo cenię, ale co najważniejsze..
w tej wersji bajki rozmamłanego księcia w rajstopach mieli zamienić na męskiego, brudnego, odzianego w skóry - łowcę z mieczem.. :)
dorzućmy efekty specjalne z trailera...
i ogólnie zapowiadało się nie źle.. No właśnie .. zapowiadało się..

Nasza Bella nie dała rady wyjść z roli kandydatki na wampira (może dlatego że prawie jednocześnie kręciła 5 część wampirków), ogólnie miałam wrażenie, iż film ten był zlepkiem scen z różnych filmów: np. cierpiącej Belli ze Zmierzchu, Avatara, Robin Hood-a i "Nie kończącej się historii".. Brakowało mi tam indywidualnej i spójnej "Śnieżki".. tutaj Śnieżka wiecznie się gdzieś rozmazywała..
w pewnym momencie na sali dały się nawet słyszeć powtarzające się pytania... "a gdzie są krasnoludki" "czy nie powinno tu być siedmiu małych".. i w sumie nie wiem dlaczego, ale pytała o to w większości męska część widowni ;)
od razu też uspokajam.. "krasnoludki" w końcu się pojawiły ;)
Co do efektów specjalnych... no to cóż.. wszystkie były w trailerze, i więcej nie zobaczyliśmy.

Plusy, były także :)
Charlize Theron zagrała fenomenalnie.. ratowała ten film.. ta aktorka na prawdę wie na czym polega jej praca. Książe w rajstopach jednak się pojawił ale no cóż.. nie zaiskrzyło między nim a księżniczką.. i dobrze ;)
Łowca, dawał radę.. oczywiście był to typowy szorstki, gniewny, raniący kobiety męski bohater ... który nawraca się dla miłości ;) Oczywiście ;)
Minus.. nie było żadnego happy endu z buziakiem i ślubem ;)

Podsumowując.. Wydaje mi się, iż ktoś miał fajny pomysł ubrania tradycyjnej bajki z naszego dzieciństwa w inną szatę.. i to mogło się na prawdę udać.. tylko najzwyczajniej nie podołał.. gdzieś w trakcie realizacji się pogubił, no i wyszło jak wyszło..
Aaaa.. mam jeszcze jeden plus.. ścieżka dźwiękowa: Florence & The Machine :)

Cosmopolis

"Cosmopolis" Davida Cronenberga - przyznaję iż jest to film, który mnie pokonał... :)
Siedziałam, patrzyłam... i nie rozumiałam co ja tam robię i czym jest to co oglądam.. chociaż, gdyby się tak zastanowić.. to może taki był cel reżysera? ..
może właśnie o to chodziło aby widz oglądając ten film czuł się jak w równoległej i abstrakcyjnej rzeczywistości..
jeżeli tak, to cel został osiągnięty ;)
Skołowana i zdezorientowana wytrwałam do końca, w przeciwieństwie co do niektórych osób.. i to właśnie uważam za swój osobisty sukces tego wieczoru.. :)

Magic Mike

Przyznaję, iż do tej pory nie byłam absolutnie zwolenniczką grup tanecznych oferujących pokazy męskiego striptizu.
Wszystkie zorganizowane próby poruszania się na scenie i jednoczesnego zrzucania z siebie spodni, które miałam szczęście (nieszczęście ? ) do tej pory widzieć, były .. no cóż.. nieudolne, śmieszne i wręcz żenujące..
Podtrzymuje.. iż jeżeli już striptiz męski.. to tylko indywidualny, prywatny pokaz odpowiedniego faceta w naszej sypialni, nie koniecznie zakończony w złotych stringach i skarpetkach ;)

Filmu co prawda nie wybierałam.. ale nie żałuje, że dałam się namówić.
Oczywiście tak jak z góry zakładałam, nie można się tam spodziewać skomplikowanej fabuły czy dialogów wysokiego lotu..
ale, no właśnie.. nie takie raczej ma się oczekiwania wobec tego obrazu.

Wielkim jak dla mnie atutem tego filmu jest to, iż został zrobiony na prawdę na luzie, bez zbytniej pruderii i z wielkim poczuciem humoru.

Obsada.. Channing Tatum, Alex Pettyfer, Matthew McConaughey, Adam Rodriguez, Joe Manganiello, Matt Bomer ..nic dodać nic ująć..
pomijając oczywisty fakt, iż kobiety na prawdę mają na co popatrzeć (dosłownie ;) ) a chłopaki musiały na prawdę sporo czasu spędzić w siłowni, to jednak nie odpuścili i nie dali plamy także jako aktorzy..
Matthew McConaughey, jako podstarzały lovelas.. mistrzostwo... na prawdę mu uwierzyłam :) no i nie wiedziałam że potrafi śpiewać..

Zresztą film ma bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową.. niektóre piosenki znałam, a niektóre dopiero mnie porwały.. :)

Reakcje w kinie na film ... ogólnie mnóstwo śmiechu.. u facetów nie kiedy śmiech ten był nerwowy ;)
pomijając dziewczynę która siedziała obok mnie i która na widok pośladków ( na marginesie idealnych ;) ) Channinga Tatum, czy też penisa jednego z panów reagowała każdorazowo zawałem serca i dziwnym zgorszeniem.. to większość widowni bawiła się chyba nieźle, a dodam iż facetów w kinie było całkiem nie mało..
Ogólnie dziewczyny wychodziły z sali z uśmiechem, a mężczyźni, nie wiedzieć dlaczego spoglądali w dół na swoje brzuchy, a co niektórzy wręcz poklepywali się po nich, kiwając głową... nie wiem na pewno, ale wyglądało to jakby właśnie w tym momencie podejmowali jakieś ważne dla siebie postanowienia... może "szóstka weidera" ;)

Ogólnie lekko, ale mile spędzone 110 minut :)

I jeszcze jedno drogie panie.. film jak film.. ale przynajmniej dla solowego występu Channinga Tatum, warto było pójść.. pomimo, iż w tym momencie z siebie nic nie ściągał, to na prawdę facet wie jak się ruszać.. :) super pokaz tańca.

Roman Barbarzyńca

Plan na wieczór był prosty...
bajka mająca nam zapewnić dużą ilość śmiechu i zabawy...
i przyznaję, że nawet się tak zaczęło...
ale po 20 minutach oglądania skórzanych męskich stringów,
zabawek sado-maso, wykręcania sutków oraz wiecznie napalonego elfa geja...
zrobiło się lekko niesmacznie..
Karykaturalne epizody w tym stylu, mogły zapewnić śmiech... ale cały film już nie...
Historia.. no cóż, trudno mi ją oceniać, w końcu to była bajka.. ale chyba nawet jak na bajkę zbyt nijaka i zbyt lekko potraktowana.
Sam dubbing jakoś mnie osobiście nawet nie drażnił, ale wiem, iż spora część osób go skrytykowała.
Ogólnie było w filmie kilka fajnych tekstów.. ale.. no właśnie.. tak na prawdę tylko kilka i niestety ginęły w całości.
Można było to na spokojnie obejrzeć na DVD, cena 28 zł za 3D w kinie - to jak dla mnie przeinwestowane pieniądze.