Translate

niedziela, 30 grudnia 2012

Kronika opętania / The Possession

"Kronika opętania" horror oparty na prawdziwej historii...
drewniana skrzynka pochodząca z wioski żydowskiej w Polsce, na niej inskrypcja hebrajska,
typowa amerykańska rodzina, która przechodzi ciężkie chwile przez demona
uwięzionego w skrzynce... to tak pokrótce o filmie..

więc.. oczywiście poczytałam.. :) i oprócz samej skrzynki i głosów..
to chyba nie wiele z tej true story w samym filmie pozostało..
ale i tak sama historia jest niezła ;)

Film jak dla mnie bardzo fajnie zrealizowany. W większości trzyma widza w napięciu,
historia jest spójna, gra aktorska jest przekonywująca.
Opowieść podawana jest w sekwencjach, które tworzą całość..
i dzięki czemu została zbudowana ciekawa atmosfera filmu.
Efekty specjalne jak dla mnie na dobrym poziomie, nie przesadzone, co niestety często się zdarza
w tego typu produkcjach, odniosłam wrażenie, iż tutaj skupiono się na samej historii.

Chociaż...

ok, przyznaję, iż nie wiele czytałam o filmie przed jego obejrzeniem..
dlatego też jakież było moje zaskoczenie, gdy w pierwszej scenie filmu usłyszałam
śpiewającego, ochrypłym głosem demona... PO POLSKU !!!! :)

"... były sobie grzybki w trawie
i patrzą sobie na świat ciekawie
co to będzie.. co to będzie...
tyle grzybków w trawie siędzie..
.....
zjem Twoje serce... zjem Twoje serce.."

Szok... :)

To jest pierwszy horror, który oglądałam , i w którym tak mocno został osadzony akcent polski.
No cóż.. nasz kraj, jest teraz pewnie przez dużą część amerykanów,
postrzegany jako ojczyzna demonów, a dokładniej dybuk-ów..
no ale... skoro amerykanie są za pan brat z wampirami, no to my mamy Dybuka ;)
niestety nie tak przystojnego jak większość wampirów ;)

Ale wracając do polskiego języka...
nie wiem kto dla nich wybierał teksty polskie... bo tego wierszyka o grzybkach
to totalnie nie rozumiem... (chyba że wybierający sam konsumował jakieś grzybki ;) )
w każdym razie jedno zdanie mnie na prawdę rozbawiło..
a nie powinno, bo scena była w zasadzie pełna grozy..
ale jak tu nie roześmiać się, gdy demon podczas opętania biednej dziewczynki pyta złowieszczym
głosem:
"czy mogę mieszkać w Ciebie ?" -
kto im to tłumaczył? wujek google ? ;))

ale ok.. nie ma co się czepiać... ogólnie demon mówił właściwie bez akcentu, i całkiem nieźle
jak na polaka na wygnaniu w Ameryce :)

Sam film, jest na prawdę całkiem niezły.
Można oczywiście się czepiać, kilku oczywistych scen, w stylu milcząca dziewczynka z tępym wzrokiem
i w kaloszach, czy też gasnące światła.. lub też samej historii o opętaniu..
jednak uważam, że jak na klasyczny horror ogląda się go na prawdę ciekawie, i może wywołać kilka dreszczyków przechodzących po plecach ;)


HISTORIA PRAWDZIWA:

Dybuk (hebr. דיבוק, dibuk – "przylgnięcie") – w mistycyzmie i folklorze żydowskim zjawisko zawładnięcia
ciałem żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby. Dybukiem nazywa się też samego ducha, duszę zmarłego,
która nie może zaznać spoczynku (czy też, wśród zwolenników kabały, reinkarnacji) z powodu popełnionych grzechów,
i szuka osoby żyjącej, aby wtargnąć w jej ciało.


Prawdziwa historia została opisana w "Los Angeles Times" i opowiadała o wystawionej na aukcję w internecie
"skrzynce dybuka". Sprzedający i kolejni właściciele owej skrzynki twierdzili, że zostali zaatakowani przez
nadnaturalne moce. Wypadały im włosy, nawiedzały nocne koszmary, prześladowały ciężkie choroby, słyszeli głosy
nieznanego pochodzenia.
Pierwszym właścicielem skrzynki był Kevin Mannis, który kupił skrzynkę z napisami w języku hebrajskim
od ludzi, których krewni przeżyli Holocaust, na wyprzedaży mebli po zmarłym przodku.
Wnuczka zmarłej kobiety powiedziała, że jej babcia (właścicielka skrzynki) urodziła się w Polsce, gdzie dorastała,
wyszła tam za mąż, założyła rodzinę i mieszkała do momentu gdy została wysłana do obozu koncentracyjnego
w czasie II wojny światowej . Była jedynym członkiem rodziny , który przeżył obóz .
Jej rodzice, bracia, siostra , mąż , dwóch synów i córka zginęli . Przeżyła obóz uciekając z innymi więźniami
i jakoś jej droga przywiodła ją do Hiszpanii , gdzie mieszkała aż do końca wojny .
Skrzynkę nabyła w Hiszpanii i był to jeden z trzech elementów, które przywiozła ze sobą , kiedy wyemigrowała
do Stanów Zjednoczonych.
Wolą nieżyjącej kobiety było, aby skrzynka ta została pochowana razem z nią.
Jednakże takie żądanie jest sprzeczne z zasadami ortodoksyjnej pochówku żydowskiego , dlatego też
prośba ta została odrzucona.
Kevin Mannis przyniósł skrzynkę do swojego warsztatu i po około pół godziny, otrzymał telefon od swojej sprzedawczyni.
Kobieta była w absolutnej histerii i krzyczała, że ktoś jest w warsztacie - tłucze szkło i przeklina.
Ponadto intruz zamknął żelazne bramy bezpieczeństwa i wyjście awaryjne, przez co nie mogła się wydostać z warsztatu.
Kiedy Kevin przyjechał do firmy, znalazł bramy zamknięte, natomiast pracownica siedziała na podłodze w kącie
gabinetu szlochając histerycznie . W piwnicy czuć było zapach moczu kota, pomimo iż nigdy nie było
żadnych zwierząt trzymanych w firmie. Światła nie działały ponieważ okazało się iż wszystkie żarówki w piwnicy
zostały stłuczone. Nie było jednak w środku żadnego intruza.
Chcąc odnowić skrzynkę Kevin otworzył i ją i w środku znalazł: jeden mały kosmyk blond włosy ( związany sznurkiem ),
jeden mały kosmyk czarnych włosów,( związany sznurkiem ), jeden mały granitowy pomnik z grawerowanymi i złoconymi
hebrajskimi literami , jeden suszony pąk róży , jeden złoty kielich wina i jeden bardzo dziwny czarny
żeliwny świecznik.
Pomimo wcześniejszego epizodu, skrzynkę podarował swojej matce na urodziny, która pięć minut później doznała udaru.
Do dzisiaj pozostała częściowo niewidoma , nie może mówić i jest sparaliżowana, na skrzynkę reaguje jednak ze strachem.
Kevin po tym wydarzeniu próbował się pozbyć skrzynki, jednakże wszyscy mu ją zwracali, skarżąc się
na niewyjaśnione zdarzenia.
Każdy, kto spał obok niej miał koszmary o wiedźmach , czuł dziwne zapachy , i widział ciemne mgliste postacie.
Obawiając się o swoje zdrowie psychiczne i strachu przed duchami w jego domu , Kevin sprzedał skrzynkę
studentowi w aukcji internetowej.

Student stał się również świadkiem niewytłumaczalnych zdarzeń. Rozpoczęły się niewyjaśnione problemy zdrowotne,
miał wrażenie iż jest duszony, widział dziwne światła i cienie. Jednak gdy jego włosy zaczęły wypadać garściami,
postanowił pozbyć się skrzynkami.
W 2004 skrzynkę zakupił Jason Haxton, który był dyrektorem muzeum.
Pomimo odczuwalnych negatywnych skutków zakupu skrzynki, postanowił zamiast się jej pozbywać nawiązać współpracę
z naukowcami, kabalistami i specjalistami od zjawisk paranormalne , aby rozproszyć energię i umieścić
artefakt w stanie spoczynku . Teraz wnętrze zamkniętej skrzynki jest pokryte 24 karatowym złotem.
To rzeczywiście uspokoiło sytuacje. Pomimo tego Jason i tak robił co w jego mocy , aby utrzymać Dybuk Box
z dala od swojej rodziny.
W tej chwili jednak skrzynkę trzyma w swoim gabinecie.

www.dibbukbox.com
http://web.archive.org/web/20051105000557/www.andrew.cmu.edu/user/rubyc/eBay_dibbuk.htm
http://paranormal.lovetoknow.com/paranormal-interviews/haunted-dibbuk-box-interview


Dybuk Box

Dybuk Box

tył skrzynki

Dopóki piłka w grze / Trouble with the Curve

Nigdy nie byłam fanką Clinta Eastwooda, mogę nawet z pełną odpowiedzialnością stwierdzić,
iż go nie znosiłam, a wszelkie filmy z gatunku: western, z jego udziałem mocno mnie drażniły.

No właśnie, chyba nadal nie do końca go lubię jako aktora, ale jak na ironię to właśnie ze względu na niego
sięgnęłam po film "Dopóki piłka w grze".
Jestem wielką fanką produkcji, w których był reżyserem, takich jak "Za wszelką ceną", "Gran Torino"
czy też "Invictus", uważam, iż genialnie sprawdził się w tej roli, i byłam mocno ciekawa czy jego powrót
jako tylko aktora, teraz także mnie przekona..

I sama jeszcze nie wiem.. na pewno jednak nabrałam w stosunku do niego wielkiego szacunku,
za to jak pracuje i jak odnajduje się jako aktor w zmieniającym się otoczeniu.

Sam film natomiast, pomimo tego, iż niestety schematyczny i mało zaskakujący, oglądało się
na prawdę dobrze, wbrew pozorom nie nudził i nie przeciągał się.
Nastawiono się w nim na ukazanie uczuć i relacji międzyludzkich oraz problemów,
z którymi większość z nas się pewnie zmierzy mając lat 80 ;)
Pokazano to wszystko bez nadmiaru powszechnie stosowanej w Hollywood cukierkowej scenerii,
dzięki czemu film zyskał na realności i prawdziwości przekazu.

Miło jest też obejrzeć film o czymś, w którym co 5 min coś nie wybucha i w którym nie biega, żaden
przystojniaczek z śnieżnobiałymi zębami i nienaganną fryzurą, ratujący świat w pojedynkę ;)
Chociaż tutaj, za przystojniaczka miał chyba robić Justin Timberlake ;)
Niestety zderzenie jego i Clinta Eastwooda, nie wypadło na korzyść Justina.. przegrał, ponieważ
pod wpływem siły starszego kolegi, po prostu zniknął z ekranu.. postać przez niego grana, 
wydaje się być szara, nijaka i jest kompletnie nie zapamiętywalna..

Zapamiętywalny jak dla mnie był natomiast drugi plan.. klub "starszych panów" pełen
zgryźliwości i sarkastycznego humoru... super :)
Matthew Lillard jako Phillip.. no cóż nie dało się go polubić.. i o to chodziło ;)
Dobry choć nie powalający film... który, mimo wszystko warto obejrzeć w jakiś leniwy wieczór :)

sobota, 15 grudnia 2012

Prawo zemsty

Jest to film z 2009 roku, czyli staroć... ale jakoś mi wcześniej umknął  :)
teraz polecony przez znajomych, i zareklamowany jako bardzo fajna sensacja,
został umieszczony jako jedno z moich zadań na ten weekend :)
nie będę również ukrywała, iż wielkim argumentem za... był tutaj Gerard Butler :)

Nie przepadam ze filmami, z cyklu "zabili go i uciekł" a na taki mi właśnie wyglądał.
Bo teoretycznie, gdyby streścić ten film to czegóż się tu spodziewać..
Dom na przedmieściach, szczęśliwa rodzinka, nudny inżynier, i źli ludzie psujący ten obrazek
zabijając na oczach głównego bohatera żonę i córkę... no i zemsta.. zaplanowana i dokonana
przez głównego bohatera.  Standardzik i do tego nudny...

A jednak pierwsze moje wrażanie, na całe szczęście okazało się błędne.
Film jest thrillerem.. chociaż może bardziej mocną sensacją.
Jednak, co najważniejsze... jest ciekawy, inteligentny, pełen zaskakujących zwrotów
akcji, nie jednoznaczny i posiada ciekawe kreacje Gerarda Butlera i Jamiego Foxx-a.
Nie ma tam supermana.. jest natomiast inteligentny facet...
Nie ma ciągłej nienawiści do złych bohaterów.. bo są momenty gdy można im nawet "lekko" współczuć..
nie ma wielkiej sprawiedliwości.. tylko nieskuteczność stróżów prawa..
a główny bohater nie jest krystalicznie czystą postacią... jest natomiast kimś kto ewoluuje i się zmienia..
kimś kogo trudno sklasyfikować, jako dobry czy zły bohater..

Te wszystkie elementy sprawiają, iż film wciąga.
I nawet jeżeli są momenty nie dopracowane lub lekko przesadzone, to w ogólnym odbiorze to niknie.
Jest to film, który nie wywołał u mnie uśmieszku pełnego politowania, jak to się dzieje na
większości amerykańskich dzieł tego typu ;)

Z czystym sumieniem POLECAM.

niedziela, 9 grudnia 2012

Dwoje do poprawki / Hope Springs

Na pewno nie jest to film, dla młodzieży MTV, nie chce oczywiście generalizować, ale raczej go nie docenią :)
Doceni go natomiast bardziej dojrzały odbiorca, ponieważ jest on alternatywą dla słodkich komedii romantycznych
z wytwórni Disneya oraz tych opartych na harlekin-owskich historiach ;)

Film ten opowiada o miłości, o sile uczuć w związku.. ale też o niebezpieczeństwach dnia codziennego, o wytrwałości,
marzeniach i walce... przede wszystkim o walce... o siebie, męża, miłość, związek i namiętność.
Zamiast różowego i cukierkowego tła, mamy tutaj ukazaną znieczulicę na partnera, ignorancję i rutynę dnia codziennego.
Moja ulubiona scena ze śniadaniem, obrazuje to idealnie.. synchronizacja czynności związanych z przygotowaniem
jajek i bekonu.. no cóż nie jeden logistyk pozazdrościłby idealnego planowania i wykonania tego zadania :)
Always just in time ;)

Jest to także film o dojrzałości, tej w życiu i tej w związku... o podejmowaniu decyzji...
jest to tak jakby ciąg dalszy tych wszystkich disney-owskich historii, który ukazuje nam to co dzieje się
po 31 latach małżeństwa, o ile ktoś oczywiście dotrwa do tego czasu z partnerem ;)
Oglądamy tutaj wojnę, wojnę którą toczą główni bohaterowie... między sobą, ale także z swoimi przyzwyczajeniami
i skostniałym trybem życia, wojnę.. w której muszą przegrać niektóre bitwy po to, aby na końcu wygrać ją całą.

I tutaj wygrywają.. oboje :)
Ponieważ odnajdują w sobie, to co już zdążyli zagubić.. siłę własnych uczuć.

Główne role należą tutaj do Meryl Streep i Tomm-iego Lee Jones, wspaniała obsada, dojrzali aktorzy, którzy
po mistrzowsku odnaleźli się w tych postaciach. Meryl Streep - chociażby dla jej kreacji warto obejrzeć ten film

czwartek, 6 grudnia 2012

Premium Rush

W natłoku filmów o szybkich samochodach, napakowanych przystojniakach  i idealnych kobietach,
z kolejnymi numerami w tytule, pomysł z NY i rowerami wydał mi się na prawdę fajną odskocznią.
Do tego rola główna w wydaniu Josepha Gordona-Levitt .. cóż chcieć więcej :)
No właśnie, w tym przypadku można by było sobie zażyczyć : ciekawszych postaci i bardziej zaskakującej fabuły.
Na prawdę mam wrażenie, iż nie wykorzystano potencjału tej historii. Dobry pomysł w postaci młodych ludzi z pasją,
śmigających na rowerach po cudownym NY, osadzono w nudnej i oklepanej historii z chińską mafią, debilnym agentem
i "letnim" romansem w tle...
Można było z tego zrobić na prawdę dobrą sensację, ale coś nie zagrało ..
Nie dopracowane sceny i naciągana fabuła, spowodowały iż filmowi po prostu zabrakło pazura.
Fajny natomiast jest tutaj sam NY, Joseph, i sceny pokazujące pasję jazdy na rowerze.. :)
Pasjonaci dwóch kółek bez silnika, powinni być usatysfakcjonowani.

Film sklasyfikowany jest jako thriller / akcja... no cóż..
klasyfikacja jak dla mnie mocno naciągana, raczej powiedziałabym iż to akcyjka...  ;)

Ogólnie jednak można spokojnie go obejrzeć w jakiś nudny wieczór dla rozrywki..
ale.. jeżeli go nie zobaczymy też się nic nie stanie ;)

sobota, 1 grudnia 2012

People like us

Lubie filmy oparte na faktach i prawdziwych historiach...
osobiście uważam, że życie jest wstanie napisać najlepsze, najbardziej przejmujące
i najbardziej nieprawdopodobne scenariusze..

Ten film taki właśnie jest.
Oparty na prawdziwej historii, ukazuje nam całkiem nieźle rozbudowaną paletę międzyludzkich relacji
uczuciowych oraz szereg innych emocji... mamy tutaj ukazane relacje z rodzicami na różnych etapach naszego życia,
relacje z rodzeństwem, sposoby radzenia sobie z śmiercią najbliższej osoby, chorobą,
walkę z uzależnieniem, ciężar budowania zaufania i jego stratę... ciężkie życiowe wybory dotyczące związków..
Podsumowując... na prawdę ciężki kaliber emocjonalny..

Dlatego też istniało realne zagrożenie, iż film będzie ciężki i przytłaczający.
Na całe szczęście, pomimo sporej ilości trudnych emocji, twórcy, poradzili sobie z tematem wspaniale...
Oczywiście były wskazane priorytety, jednakże uniknęli pompatyczności..
żaden też z problemów ukazanych w filmie nie został zbagatelizowany i spłycony..
Przyznaję iż znaleziono idealną równowagę i wszelkie zdarzenia i emocje zostały tutaj
ukazane w wyważony sposób, dzięki czemu film nie przytłaczał a ciekawił, nie obciążał lecz po prostu
nakłaniał do refleksji..

Obsadę filmu zdominowały kobiety... Michelle Pfeiffer, Olivia Wilde, Elizabeth Banks ...
stworzyły na prawdę dobre kreacje...
Dawno nie widziałam Michelle w żadnym filmie, i byłam bardzo ciekawa jej gry..
Nie wiem czy to wina samej postaci czy opracowania jej charakteru, ale momentami
wydawała mi się nijaka... ogólnie jednak, podobała mi się w roli Lillian, ponieważ
pomijając te kilka nijakich momentów, stworzyła na prawdę wiarygodną postać.

Film skomplikowany, smutny.. momentami dołujący... a jednak z happy endem.. dający do myślenia,
ukazujący zawiłe ścieżki życia, ale wskazujący także te właściwe wybory...
Polecam więc na spokojny, refleksyjny wieczór pod kocem i kubkiem czegoś dobrego w dłoni.. :)