Translate

niedziela, 27 stycznia 2013

Now Is Good

"Now is good" to kolejny film opowiadający o chorobie, nieuniknionej śmierci
oraz co najważniejsze o sposobie na życie.
Bardzo przypominał mi "Szkołę uczuć" z 2002 roku, ale miał też coś w sobie np z "Słodkiego Listopada" z 2001 roku,
wszystkie te filmy ukazują nam bohaterki pogodzone z tym co nieuchronne i ich sposób na czerpanie z życia jak najwięcej..
a najwięcej oczywiście jest miłości.

Ta historia opowiedziana jest na spokojnie, bez niespodzianek... a mimo wszystko nie nudzi.
W niektórych momentach wyczuwa się nawet pewną dozę pozytywnej energii.
Ukazuje nam ona wolę życia i sposób na przeżycie ostatnich chwil.
Film daje do myślenia i zmusza do pewnej analizy ale na całe szczęście bez zbędnego patetyzmu.

Na koniec pomimo, iż to żadna niespodzianka, i tak radzę przygotować chusteczki.

So Undercover


Weekend, wolny dzień, czas na relaks przy jakimś fajnym filmie.
Wybór padł na komedie.
So Undercover - film z 2012 roku, z gatunku komedia-akcja, na Filmweb oceniona na 6,3.
Spodziewałam się czegoś lekkiego, miłego, przy oglądaniu czego raz po raz się uśmiechnę.
Niestety..
Okazało się iż jest to kiepska próba połączenia serialu "Veronica Mars" z filmem "Miss Agent".
Nie wiem za co ten film ma Filmweb otrzymał 6,3, na IMDb ma 4, i to raczej bardziej
sprawiedliwa ocena.
Miley Cyrus - kiepska. Sztywna i nienaturalna. Momentami aż drażniła.
Rola prywatnego detektywa kompletnie jej nie wyszła.
Dialogi w filmie kiepskie i sztuczne.

Niestety jak dla mnie to zmarnowane 90 min.

sobota, 26 stycznia 2013

Skyfall


ok.. przyznaję się, to mój pierwszy Bond jakiego widziałam.
Nie mam porównania z poprzednimi częściami, nie wiem czy Skyfall jest lepszy czy gorszy.
Dla mnie to po prostu film sensacyjny, który obejrzałam z popcornem w ręku :)
i po którego sięgnęłam aby swoją nie znajomością bondowskiego tematu
przestać w końcu szokować znajomych ;)

Ogólnie rzecz ujmując film mi się nawet podobał.
Fajna chociaż nie zaskakująca historia, ale pełna dynamiki, na pewno nie nudziła.
Oglądało się go w miarę płynnie i z równym zainteresowaniem, pomimo iż trwa prawie 2,5 h.
Momentami historia była tylko trochę zbyt nadęta i napompowana.

Daniel Craig - chociaż nie jestem jego wielką fanką, przyznaję iż bardzo pasuje do roli
agenta 007, bardzo dobrze wygląda w smokingu jak i bez niego.
Twardy i mega męski brzydal, czyli dokładnie taki jaki powinien być agent specjalny.
No może z jednym wyjątkiem, niestety nie każdy facet ma fajny zarost, i w tym przypadku
nasz 007 także nie ma się czym chwalić, i w momentach gdy zapomniał użyć swojej
brzytwy trochę tracił na wyglądzie.

Zachwycona natomiast jestem czarnym charakterem w tym filmie.
I chociaż Javier Bardem jako blondyn, to na prawdę straszny widok, to jednak
jego kreacja jest genialna. Super zbudowana postać, od której trudno było oderwać
wzrok. Stał się moim ulubieńcem :)

Bardzo podobał mi także "wstępniak" filmu, z piosenką Adel w tle.
Z zasady, napisów wstępnych raczej się nie ogląda, jednakże w tym filmie
zrobili z nich dodatkowy atut i osobne "arcydzieło".
Super grafika i pełne nawiązanie do filmu.
Do plusów dorzućmy także bardzo dobre zdjęcia i na prawdę piękne plenery.
Aż chciałoby się do niektórych z tych miejsc pojechać.

Z rzeczy, których się spodziewałam i które niestety nie są na plus,
to mocno przesadzone niektóre sceny z cyklu "sensacyjnych".
Pościgi, ucieczki, wybuchy i strzelaniny.. w niektórym momentach na prawdę twórcy przegięli.
Do tego wszystkiego w tle brakowało tylko napisu:
"uwaga film zawiera lokowanie produktu".
Upadek z kilkuset metrów z kulą w piersi prosto do rwącej rzeki.. no problem..
normalnego człowieka, pewnie już by zabił sam pęd powietrza podczas spadania,
a James zdążył sobie w locie jeszcze zrobić z dwie fotki na Facebooka ;)
ok.. troszkę się naśmiewam, ale niektóre sceny na prawdę były mocno przesadzone.

Wiem, że to film sensacyjny o super, hiper agencie specjalnym.
Ale uważam iż zbliżenie się chociaż odrobinę do realizmu, na prawdę
nie zaszkodziłaby ani samej historii ani samemu filmowi.

Zaskoczył mnie natomiast, mega pozytywnie, brak dziwnych gadżetów.
Nie było wybuchających długopisów i prześwietlających ubrania okularów,
nawet sami bohaterowie troszkę się z nich naśmiewają. Duży plus.
Plus także, za tą odrobinę humoru przemyconą do filmu.

Podsumowując, momentami śmieszna i zbyt nieprawdopodobna, ale w sumie niezła bajka dla dorosłych :)

czwartek, 24 stycznia 2013

Lot / Flight

Raczej nie jest to film dla osób odczuwających strach przed lataniem.
Naćpany i popijający drinki pilot nie wzbudza zaufania..
a jednak podczas feralnego lotu, ratuje 96 z 102 osób,
sprowadzając w niewiarygodny sposób uszkodzoną maszynę na ziemię..
Bohater... Cudotwórca...

Nie znam się na samolotach, ani na lotnictwie... ale w sumie to nie ważne..
bo nie ma znaczenia czy lądowanie to było realne czy też totalnie abstrakcyjne, bo i tak
zrobiło na mnie wrażenie.
Bardzo dobrze zbudowana atmosfera, pełna grozy i odpowiednio dozowanego napięcia.
Oglądało się to z zapartym tchem i na prawdę przeżywało się te wszystkie minuty w samolocie.

Zdarzenie to jednak, pomimo całej swojej spektakularności nie jest podstawą tej historii a jest zaledwie jej tłem...
film ten bowiem nie opowiada ani o katastrofie lotniczej.. ani o wielkim bohaterze...
film opowiada o słabym człowieku, który przechodzi drogę poznawania
własnych demonów i dojrzewa do tego aby się im przeciwstawić..

Uważam, iż Denzel Washington po raz kolejny potwierdził tutaj swoją klasę jako aktora..

Nie wiem jaki pomysł mieli twórcy na kreację głównego bohatera...
ale mnie osobiście on irytował... na początku podziw.. a później z każdą minutą filmu,
moja irytacja wzrastała.. aż przyszedł moment iż najzwyczajniej w świecie zaczął mnie złościć..
rozkapryszony, wiecznie pijany i bezczelny.. pomimo jego bohaterskiego czynu,
po prostu nie dało się go lubić ani zrozumieć..

i odnoszę wrażenie iż było to celowe działanie..
główny bohater nie miał tutaj wzbudzać podziwu ani sympatii... miał irytować..
może nawet wywoływać złość...
bo to skupiało uwagę na prawdziwych problemach pokazanych w tym filmie i je podkreślało.

Koniec filmu.. niestety w stylu hollywoodzkim.. ale da się je strawić ;)

Wspomnę tylko jeszcze o roli drugoplanowej..
John Goodman, na prawdę genialny w swojej roli..
jego wejście wywołało u mnie uśmiech.. szeroki... a nawet nie powiedział jeszcze słowa :)

wtorek, 22 stycznia 2013

Les Miserables Nędznicy


Nie lubię musicali.. i raczej ich nie oglądam..
Dlatego też "Nędznicy" nie znajdowali się na mojej liście obowiązkowych filmów do obejrzenia.
Zmieniło się to dopiero w momencie gdy poznałam obsadę filmu,
i ponieważ zagrał w nim mój ulubieniec Hugh Jackman... miejsce na liście się znalazło :)

Teraz jestem po prawie 3 godzinnym seansie i...
niestety zdania nie zmieniłam i za musicalami nadal nie przepadam,
ale musiałabym być totalną ignorantką, aby nie dostrzec zalet tego filmu.

8 nominacji do Oskara oraz wygrane już 3 statuetki Złotych Globów
nie wzięły się w końcu z niczego.
I chociaż nie zawsze zgadzam się z oskarowymi nominacjami,
i Oskara za najlepszy film raczej bym nie przyznała, to w przypadku nominacji dla Hugh Jackmana
jako dla najlepszego aktora pierwszoplanowego, jestem w 100 % przekonana iż na nią zasłużył.
( i oczywiście trzymam kciuki za wygraną ;) )

Jeżeli chodzi o pozostałych aktorów, to już nie do końca zgadzam się z oskarowymi nominacjami..
na mnie osobiście większe wrażenie zrobiła na przykład kreacja Russella Crowe (na prawdę dobra),
niż tak powszechnie wychwalana Anne Hathaway...
Moje serce natomiast.. całkowicie.. zdobył Daniel Huttlestone jako Gavroche :)
O ile się nie mylę, jest to jego pierwsza rola filmowa... ale zakładam iż raczej nie będzie ostatnią.
Chłopak wzbudza sympatie.. gra bardzo swobodnie i przekonująco..nic, tylko obserwować rozwój jego kariery :)

No i muzyka...
oczywiście z niej składa się właściwie cała atmosfera filmu..
I przyznaję, iż w większości jest cudowna.. w niewiarygodny sposób oddziałuje na odbiorcę
i wyzwala ogrom emocji..
Jak jednak na pewno zauważyliście zostawiłam sobie lekko uchyloną furtkę w postaci
"w większości" ponieważ niestety zdarzały się utwory, które były mocno przydługie
i najzwyczajniej w świecie przynudzały... na całe jednak szczęście stanowiły mniejszość.

Przyznaję iż zupełnie inaczej odbiera się film, gdzie nie dialogi są najważniejsze..
gdzie skupiamy się tylko na muzyce i obrazie..
ale inaczej w tym przypadku na pewno nie oznacza gorzej.. :)

Ogólnie oglądało się całkiem nieźle, i chyba warto zobaczyć chociażby dla porównania
i wyrobienia sobie własnej opinii na temat tego musicalu.

wtorek, 15 stycznia 2013

Pitch Perfect


Kolejna amerykańska produkcja z hasłem przewodnim "możesz wszystko"
tym razem w roli głównej ... śpiewacy a capella.
I to jest w sumie jedyna rzecz, wyróżniająca ten film.. reszta niestety całkowicie przewidywalna
i schematyczna.
Całość jak dla mnie nie dopracowana, niektóre wątki zupełnie niepotrzebne.
Film zrealizowany w 2012, z akcją osadzoną w tym właśnie roku..
a oglądając go miałam wrażenie, iż cofnęliśmy się w czasie jakieś 10 lat..

Postacie z reguły kolorowe.. oczywiście prym wiodła Fat Amy..
ta dziewczyna swoją osobowością przyćmiła wszystkich i właściwie zdominowała film :)
Rozczarował mnie natomiast główny bohater.. mdły jak cukrowa wata..
kompletnie szary i nie zapamiętywalny.. nie taki powinien być facet, który na końcu zdobywa
dziewczynę.. no ale cóż.. jaki film taki bohater ;)

Całość oczywiście zdominowana przez muzykę.. to ona jest podstawą historii.
Nie jestem specjalistką , i nie sądzę aby mój epizod ze szkołą muzyczną mi teraz bardzo pomógł.. ;)
ale..
na mnie niestety te występy i aranżacje a capella nie zrobiły wielkiego wrażenia..
oczywiście było momentami ładnie i na pewno było poprawnie.. ale w kanapę mnie nie wcisnęło..
Nasz rodzimy zespół Audiofeels na pewno robi większe wrażenie ;)

Film prosty, przewidywalny, oczywiście z wielkim Happy End-em...
Po prostu kolejna romantyczna komedyjka, do odhaczenia ;)

czwartek, 10 stycznia 2013

Hotel Transylwania

Zachwycona "Strażnikami marzeń" postanowiłam sięgnąć po kolejną animację,
i tym razem padło na "Hotel Transylwania".
W przeciwieństwie do "Strażników" gdzie spotykaliśmy się z wszystkimi dobrymi bohaterami,
tutaj zamiast Mikołaja i Zębowej Wróżki, mamy zbiór wszystkich strachów.
Jest więc Dracula, właściciel ogromnego hotelu i nadopiekuńczy tatuś słodkiej nastolatki,
który dla swojej pełnoletniej już córki kończącej 118 lat, organizuje przyjęcie urodzinowe
w towarzystwie całej "rodzinki".
Mamy wujka Frankensteina, rodzinkę Wilkołaków, Kwazimodo, Mumie, Gremliny, Czarownice,
Kościotrupy, potwora z 7 głowami.. i wiele, wiele innych postaci... od wyboru do koloru :)
Każda z nich jest ciekawa, i każda jest bardzo sympatyczna.. :)
nikt tutaj nie straszy, nikt nie przeraża.. za to wszyscy boją się ludzi.. :)
No właśnie , na tym polega przewrotność tej bajki... postacie które nas w dzieciństwie
straszyły.. tutaj występują w roli tych dobrych i zastraszonych.. ;)

Sama historia jest prosta. Mamy wielki romans pomiędzy córką Draculi a ... no właśnie...
człowiekiem.. oparty chyba na jakiejś szmirowatej komedii romantycznej.. czyli..
ona kocha, on też... do tego jest to miłość niemożliwa.. więc on się poświęca, odchodzi..
jedzie na lotnisko, wsiada do samolotu.. i tam dogania go.. tatuś Dracula.. ;)

OK, przyznaję iż to tak bardzo skrótowo i bardzo pobieżnie ;)
W rzeczywistości nie jest aż tak nudno... ;)
Akcja toczy się dość szybko i zawiera dużo innych wątków i śmiesznych sytuacji..
dzieci powinny być zachwycone. Jest kolorowo, wesoło i interesująco.

Starsza widownia, może dodatkowo zachwycać się efektami i jakością animacji oraz docenić
delikatne poczucie humoru, które w niektórych momentach się pojawia.

Podsumowując :
odnoszę jednak wrażenie iż tym razem, filmem będą bardziej zachwycone same dzieci
niż ich opiekunowie.
Bardzo ładny obrazek i ciekawa historia.. jednak jak dla mnie troszkę "letnia".