Translate

czwartek, 24 stycznia 2013

Lot / Flight

Raczej nie jest to film dla osób odczuwających strach przed lataniem.
Naćpany i popijający drinki pilot nie wzbudza zaufania..
a jednak podczas feralnego lotu, ratuje 96 z 102 osób,
sprowadzając w niewiarygodny sposób uszkodzoną maszynę na ziemię..
Bohater... Cudotwórca...

Nie znam się na samolotach, ani na lotnictwie... ale w sumie to nie ważne..
bo nie ma znaczenia czy lądowanie to było realne czy też totalnie abstrakcyjne, bo i tak
zrobiło na mnie wrażenie.
Bardzo dobrze zbudowana atmosfera, pełna grozy i odpowiednio dozowanego napięcia.
Oglądało się to z zapartym tchem i na prawdę przeżywało się te wszystkie minuty w samolocie.

Zdarzenie to jednak, pomimo całej swojej spektakularności nie jest podstawą tej historii a jest zaledwie jej tłem...
film ten bowiem nie opowiada ani o katastrofie lotniczej.. ani o wielkim bohaterze...
film opowiada o słabym człowieku, który przechodzi drogę poznawania
własnych demonów i dojrzewa do tego aby się im przeciwstawić..

Uważam, iż Denzel Washington po raz kolejny potwierdził tutaj swoją klasę jako aktora..

Nie wiem jaki pomysł mieli twórcy na kreację głównego bohatera...
ale mnie osobiście on irytował... na początku podziw.. a później z każdą minutą filmu,
moja irytacja wzrastała.. aż przyszedł moment iż najzwyczajniej w świecie zaczął mnie złościć..
rozkapryszony, wiecznie pijany i bezczelny.. pomimo jego bohaterskiego czynu,
po prostu nie dało się go lubić ani zrozumieć..

i odnoszę wrażenie iż było to celowe działanie..
główny bohater nie miał tutaj wzbudzać podziwu ani sympatii... miał irytować..
może nawet wywoływać złość...
bo to skupiało uwagę na prawdziwych problemach pokazanych w tym filmie i je podkreślało.

Koniec filmu.. niestety w stylu hollywoodzkim.. ale da się je strawić ;)

Wspomnę tylko jeszcze o roli drugoplanowej..
John Goodman, na prawdę genialny w swojej roli..
jego wejście wywołało u mnie uśmiech.. szeroki... a nawet nie powiedział jeszcze słowa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz